sobota, 17 sierpnia 2019

27. Reko. Część Druga

„Najmądrzejszą rzeczą na świecie jest krzyczeć, zanim się zostanie rannym. Nie ma po co krzyczeć, będąc już rannym – zwłaszcza śmiertelnie. ”

/Gilbert Keith Chesterton, Eugenika i inne zło/

            Moi Drodzy! Wczoraj mówiliśmy o specjalistach od śmierci. Dzisiaj przyjrzymy się, co Jezus robi z umarłymi, w sensie jak Jezus wskrzesza. Nie wiem, czy wiecie, ile wskrzeszeń jest w Ewangeliach opisanych. Zasadniczo, są to trzy wskrzeszenia. Ojcowie Kościoła wskazują na to, że te wskrzeszenia dotyczą każdego etapu śmierci, na jakim może znajdować się człowiek. W sensie, dla Jezusa nie ma takiego łóżka, z którego nie mógłby cię ściągnąć, ani takiego grobu, z jakiego nie mógłby cię wyciągnąć.

            Pierwsze wskrzeszenie to dwunastoletnia dziewczynka. Tylko kwadrans od śmierci. Jeszcze żyła, jak Jezusa do niej wołali. Zakładam, że większość przedstawicieli gatunku Katolik Niedzielny to właśnie ta kategoria. Tacy tylko częściowo umarli, nie? Niezaawansowani. Czasem skłamią, czasem przeklną, czasem nie pójdą do kościółka. Ale dobre ludzie, tak w ogóle. No! Nad takimi płaczą ci Zaawansowani – wiecie, tacy, co mówią nie „Święconka”, tylko „Triduum”. Nie „Święto Zmarłych”, a „Wszystkich Świętych”. Nie „Gwiazdka”, a „Okres Narodzenia Pańskiego”. Na pielgrzymkę to nie wiem, jak mówią. Może „pokuta”? Piszcie w komentarzach! No. Zaawansowani, wiecie, co to filozofię znają. I teologię, panie, Tomasza z Akwinu! Ojców Kościoła! Zaawansowani, co to już w ogóle osiągnęli dwudziesty piąty level na Górę Karmel i czterdziesty szósty na Górę Tabor. Płaczą, że tamci Niezaawansowani to już umarli. W sensie, że nic nie wiedzą o Jezusie, tylko o Święconce, o Zniczu, o Choince. Ewentualnie o Czarnej Madonnie. Ale o Jezusie nic! Tacy, co to nawet koło żadnej Góry nie stali. No i ci Zaawansowani, to płaczą nad takimi. A Jezus nie płacze. Oni nie umarli – śpią tylko! Dajcie im jeść, w sensie dajcie im Eucharystię. Nie umarli, trzeba ich obudzić na Eucharystię.

            Idziemy dalej! Drugie wskrzeszenie. Młodzieniec z Nain. Ten to już zupełnie umarły. Już go z miasta wynoszą na marach. Jezus go łapie u bram, w połowie drogi do grobu. Kto idzie za młodzieńcem? Moi drodzy. Czy wy wiecie w ogóle, co to była wdowa w tamtych czasach? To był symbol nędzy. Ale takiej naprawdę nędzy. Kobieta zasadniczo nie miała nic. Wszystko należało do jej męskiego opiekuna - męża, ojca, brata, syna. A tu umiera jedyny syn wdowy. Rozumiecie? Ojca nie ma, męża nie ma, syna nie ma. Ta kobieta już nawet domu nie ma. No tak! Dom jej męża, który zmarł, i dom jej syna, który zmarł, przepadł kompletnie. Wdowa, jak nie miała już ojca, do którego mogłaby wrócić, ani syna, który byłby dziedzicem, to już tylko żebrać mogła.

Kim jest młodzieniec z Nain? To już taki, co to naprawdę umarł. Taki, wiecie, Wierzący-Niepraktykujący. Zasadniczo dobry człowiek, może i Papieża szanuje, ale kościół od lat omija. Z tym się nie zgadza, z tamtym się nie zgadza. Swoimi drogami chodzi. Już poza miastem, ale nie aż tak daleko od miasta. Jeszcze go nie pogrzebali, ale Kościół – …Kościół jest Matką, to chyba wiecie? W każdym normalnym języku świata Kościół jest rodzaju żeńskiego. No tak! Kościół jest kobietą. Kościół-wdowa płacze za duszą w grzechu, za jedynakiem, który już ma zostać pogrzebany. Może Ty już taką duszą jesteś. Mama narzeka: „synuś, nawróciłbyś się! Do spowiedzi byś poszedł. Tych horrorów to byś tyle nie oglądał, to szataństwo jest! A z tą babą twoją to byś ślub wziął – bo jak to tak bez ślubu, jak wy dziecko ochrzcicie? I mógłbyś nie pić tego piwska, Wielki Post jest!”. Znacie historię świętego Augustyna? To jest właśnie historia świętego Augustyna! Matka płacząca za synem.

I co robi Jezus? Jezus widzi. Widzi, a mógłby odejść. Mógłby przejść obojętnie, niech chłopaka w dół wrzucą. Jezus dotyka mar. Czy wy wiecie, co to znaczy? Dla każdego Żyda to jest jasne jak słońce. Jezus zaciąga na siebie naszą nieczystość! Wedle prawa Mojżeszowego, kto się dotknął mar, ten stawał się nieczysty aż do wieczora. Nie mógł się modlić, wejść do świątyni, złożyć ofiary, nic. Dopiero jak wieczorem prysznic wziął, to rano był znowu czysty. Kapłan żaden nie mógł nawet na pogrzeb iść, nawet najbliższej rodziny nie bardzo, wyjątkowo. No tak! Bo kapłan musiał ofiary składać. Musiał być czysty. A Jezus, Najwyższy Kapłan? Moi Drodzy, On jest tak czysty, że nasza nieczystość nie tyka się Go. To On swoim dotykiem oczyszcza nas! Z każdego grzechu! Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by musiał składać najpierw ofiarę za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. Nasz Arcykapłan jedną ofiarą na Krzyżu ogarnął wszystkich, zniósł dawne ofiary nieskuteczne.

Moi drodzy, trzecie wskrzeszenie. Ale ostrzegam, bo to już normalnie hard core jest. Jak ktoś słabsze nerwy czy coś, to może na etapie córki Jaira niech zostanie. Poważnie! Mówię wam, nie oglądajcie horrorów! Nie żeby to grzech był, nie. Żaden tam grzech, od razu uspokajam. Tu chodzi o higienę mózgu i tyle. Raz z braćmi poszliśmy na horror – na ten, no, z tą dziewczynką taką z telewizora. Normalnie, jak dorosłym facetem jestem, to przez tydzień tę dziewczynkę wszędzie widziałem. Dorosły facet! Niektórzy to takie schizy chyba lubią, nie wiem. Potem tacy do mnie przychodzą i o egzorcyzmy proszą, bo im się po nocach diabły śnią… No, ale wracamy!

Historia zaczyna się od tego, że Jezus nie przychodzi. Wie, że Jego przyjaciel jest ciężko chory. Wzywają Go. A On czeka! Wyrusza dopiero, gdy już wszyscy wiedzą, że Łazarz nie żyje. Jak często masz wrażenie, że im bardziej wołasz, tym bardziej On nie przychodzi? Że czeka na najgorsze? Jak często chciałbyś powiedzieć, wykrzyczeć po prostu: „Panie, gdybyś tu był!...”. Mamy w głowach granice. Przyjmę tyle i tyle. Dopóki ta i ta granica zostanie nieprzekroczona, jest okej. Do tego momentu jeszcze da się coś zrobić, Bóg może jeszcze wejść i zadziałać. Ale dalej? Głębiej? Gorzej? Gdzieś w sercu mamy przekonanie, że jeśli zaraz coś się nie wydarzy, jeśli my coś przegapimy i czegoś nie zrobimy, to potem będzie już po prostu za późno na Niego. Jak często wydaje ci się, że On zabiera się do rzeczy nie pięć minut przed północą, ale w ogóle miesiąc po tym, jak deadline minął!

Łazarz, do którego przychodzi Jezus, nie jest już świeżakiem, że tak powiem. Oni zdążyli go pochować, on najwyraźniej zdążył się zaprzyjaźnić z robactwem i zapachem zgnilizny. Myślę, że część z was może należeć do tej kategorii. Może dotarłeś tu z totalnych odmętów internetów. Może nawet z takich stron, które są blokowane przez programy kontroli rodzicielskiej. Nie żaden Katolik Niedzielny. Nie żaden Wierzący-Niepraktykujący. Po prostu rozkładający się trup. Dziewczynka z telewizorka. Zombie, które samo nie wie, jak to jest, że jeszcze przy świetle dziennym funkcjonuje. Co Jezus robi z takimi? Jezus nad Łazarzem zapłakał. Wszyscy potwierdzili – jak On go kochał! Może zwlekał, ale kochał. Najbardziej wyświechtana prawda, no nie? Bóg cię kocha! Bóg, który kocha Zombiaków.

            Płacze i tyle? Żadną miarą! Na co komu takie łzy, co są łzami i tyle? Jezus każe odsunąć kamień. Wszyscy, co znali Łazarza, ostrzegają go. Za późno! On już cuchnie! Pod tym kamieniem totalnie nic nie ma, tylko smród. Pewnie jakby samego Łazarza zapytać, to by się z nimi zgodził. Tyle zachodu, jak już się przyzwyczaił! Tak to już jest z człowiekiem. To jest granica, dalej nie. Tak jest człowiekiem, ale nie z Bogiem. My się boimy horrorów. On się nie boi! Dla Niego diabeł to mniej niż pies, z całym szacunkiem dla psów. Jakby Mu taki jeden z drugim chciał się przyśnić, to by kazał kaganiec założyć i tyle. Zombiaku Kochany! Zapamiętaj, zapamiętaj dobrze! Myśli moje nie są waszymi, drogi moje nie są waszymi. Granice wasze nie są moimi. Podstawową granicą dla was jest grób. A co robi Jezus? Dla Ojców Kościoła to było jasne. Jezus wszedł do grobu Łazarza. Zamiast Łazarza. Do Twojego grobu, Zombiaku! Zamiast Ciebie, Kochany! Grób Jezusa, czym się różni od grobu Łazarza, od Twojego grobu? Kamień jest. Chusty są.

            A przecież prawdziwie NIE MA GO TU! Wszedł do Twego grobu zamiast Ciebie, ale Go w nim nie ma! Pytanie tylko, co to oznacza dla Ciebie? Wpuścisz Go tam w ogóle? Nie martw się sprzątaniem! On wie, że ta Twoja dziura to do remontu jest. Do rozbiórki! On, najlepszy Architekt świata, znajdzie Ci lepszą miejscówę.

            Tylko wyjdź i wpuść Go!



Panie mój!

Ty wiesz wszystko. Ty wiesz, jak bardzo wciągają mnie pewne historie – takie, które słudzy Twoi z pewnością umieściliby na Indeksie, gdyby wcześniej Kościół Twój nie zniósł w ogóle tradycji zakazywania książek. W jednej z takich historii – Ty, Panie, znasz ją dobrze, Ty znasz wszystkie historie ludzką ręką zapisane – umiera kot. Serce grzesznika nie ma przed Tobą tajemnic! Każdy, kto obraża Stwórcę grzechem morderstwa, zaczyna od mordowania naszych braci mniejszych, zwierząt. Zwykle kotów. Panie, gdzież moglibyśmy ukryć się przed Tobą? W książce, o której w tej właśnie chwili przypomniała sobie dusza sługi Twego, ma miejsce jeszcze większy grzech niż zabójstwo (choć i do zabójstw ostatecznie dochodzi). Bowiem grzechem cięższym niż grzech zabójstwa, obrzydliwością wymierzoną przeciwko Twej mądrości i miłości, jest grzech ożywiania tego, co martwe. Przestępstwo zostaje dokonane najpierw na martwym kocie, by ostatecznie doprowadzić do zbrodni na martwym dziecięciu.

Grzech ten nie figuruje w rachunkach sumienia, bo i figurować nie może. Czyż człowiek, słabe stworzenie Twoje, ma moc przywracania życiodajnego oddechu ciału opuszczonemu przez duszę? Nawet w historii, o której sługa twój ośmiela się mówić do Ciebie, ani kot, ani też dziecię nie zostaje przywrócone do życia, lecz jedynie ciała ich zostają oddane złemu do użytku. Obrzydliwości tej dokonuje ojciec, zrozpaczony i doprowadzony do szaleństwa. Nie powstrzymują go opowieści starszego pana sąsiada, nie powstrzymują ostrzeżenia ze strony duszy młodzieńca, którego śmierci był kiedyś świadkiem. Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. Czyż człowiek śmiertelny może być Panem Życia? Gdy chłopiec wraca, nie dziecię wraca, lecz szatan przeklęty, a złości pełny. Stworzenie mówiące, ale nigdy nic dobrego, a samo złe na ludzi, przebiegłe i śmierć niosące.

Jakże inne jest to wskrzeszenie, którego Ty dokonujesz, Panie mój! Ty, który wszystko stworzyłeś, gdy wskrzeszasz, to prawdziwie przywracasz życie umarłym. Zwracasz dusze tym ciałom, które znały od poczęcia, nie zaś duchom obcym, których nie znają. Miłość Twoja większa jest niż miłość ojca do syna. Prawdziwie potężniejsza jest niż śmierć! Ty jesteś prawdziwie Dawcą Życia! Człowiekowi, słabemu stworzeniu Twemu, czasem wydaje się, że potrafi Życie kontrolować. Nawet stwarzać! Jeśli bowiem potrafimy zmienić kod genetyczny bliźniaczych embrionów, tak że dzieci stają się odporne na HIV, któż przeciwko nam? Ty jednak, Panie, nie pozwalasz, byśmy trwali długo w naszej pysze.

 Opowieść ta, tak pełna obrzydliwości przeciwnych Słowu Twemu, oparta jest przecież na zdarzeniach prawdziwych. Ty wiesz, Panie, że jesteśmy prochem – Ty wiesz, że nie potrafimy ożywiać ciał, nawet poprzez zastąpienie duszy rozumnej czy zwierzęcej duchem obcym. Ale to przecież nie żywych trupów bał się autor tej opowieści, gdy bał się ją wydać! Nie diabłów ani nie indiańskich czarów się bał, gdy tak się bał, że rękopis znalazł się w czeluściach najgłębszej szuflady! Lękiem prawdziwym napawały go wspomnienia. Chaos niedawnej przeprowadzki okazał się niczym wobec rozpaczającej córki, która straciła kotka, i czymś jeszcze mniej, niż niczym, wobec synka pędzącego prosto pod koła. Panie, Tyś pełen łaski, pełen miłosierdzia! Ręce Króla Stephena, w przeciwieństwie do rąk Doktora Creeda, zdołały złapać dziecko. What if” is always the key question.

Gage Creed nigdy nie został pływakiem olimpijskim. Owen King również nim nie został. Pisze książki, razem z ojcem i starszym bratem. Dzięki Twojej łasce, Panie, jest już dorosłym mężczyzną, a na jego stronie internetowej nie ma nawet wzmianki o tym, że czterdzieści lat temu jego rodzice nie mogli spać przez jego zabawę w „uciekanie na drogę”. Żyje – ale w głowie jego ojca na długo pozostało to jedno pytanie. What if. Co jeśli? A gdyby? Prawdą jest, Panie, że człowiek, słabe stworzenie Twoje, jest stworzeniem cudownym. Potrafi z paru komórek na laboratoryjnej szalce stworzyć człowieka! A jednak Król Stephen ma rację. Dzieci umierają. Czasem i z ust niewierzących można usłyszeć prawdę – a w końcu, Panie, Król Stephen twierdzi, że wierzy w Ciebie! Twierdzi, że choć nie należy do Kościoła Twego, to jednak wierzy w Ciebie, a nawet czyta Twoje Słowo! Dzieci umierają. Może i czasem staramy się ukryć tę prawdę. Zdarza się na przykład, że człowiek zrozpaczony, wbrew wyraźnym zakazom Twoim, czyni coś, czego nie nakazałeś ani nie poleciłeś i co nie przyszło Ci nawet na myśl, Panie, Boże mój! Człowiek taki udaje, że dziecko nigdy nie zaistniało, i zabiera mu życie w łonie matki, tak by nigdy nie miało nawet grobu. A jednak człowiek taki przecież nie zapomina i zapomnieć nie potrafi. Chłopiec nie śpi, lecz nie żyje. I nic pan z tym nie zrobi, Doktorze Creed. Może i potrafisz pan przepisywać pigułki studentkom w poradni na kampusie, ale nie jesteś pan Bogiem, w którego zresztą pan nie wierzysz.

Ty, który znasz nasze myśli, wiesz dobrze, że Król Stephen nigdy nie pokochał tej historii. Twierdzi, że ta opowieść jest terrible, że według niej nic nie ma sensu, a on wcale w to nie wierzy. Panie, Ty obiecałeś Twemu Kościołowi, że dla tych, którzy uwierzą w Syna Twego, już nie będzie śmierci! Ty zwrócisz duszom ich ciała, lecz będą to ciała uwielbione. Ciała, których już nigdy żadna ciężarówka nie przejedzie. Taka jest obietnica dla tych, co wierzą w Ciebie, i dla ich potomstwa, i dla wszystkich niewierzących, i dla ich potomstwa – bowiem na końcu czasu nie będzie duszy, której ciało nie byłoby zwrócone! Jak jednak sprawić, by uwierzyli w to ci, którzy dzisiaj krzyczą do Ciebie: „to mój kot, znajdź sobie swojego!”? Jak to wytłumaczyć tym, którzy jak Doktor Creed śpiewają swoje szaleńcze hey ho, let’s go, potwierdzając wolę usunięcia płodu z trisomią albo dokonania samobójstwa wspomaganego?

Co jest w końcu lepsze – żywe czy martwe? Mój brat żył aż do śmierci, urodził się i ma grób. Ale dla moich rodziców to i tak było za dużo. Powiedz, Panie, czy gdyby zabrali go wcześniej, czy ta rodzina by przetrwała? Wybacz, Boże mój, jeśli sama taka sugestia wydaje się śmieszna Twej mądrości. Czy nie powinienem wiedzieć, że rodzina, którą potrafi zniszczyć pierwszy w jej historii pogrzeb, nie może przetrwać? Racz wybaczyć mi, gdy pytam – czy sługa Twój myśli poprawnie? Gdyby Doktor Creed wierzył w Ciebie, Panie – w Ojca, który przyzwolił na śmierć Syna, lecz nie dał, by On pozostał w grobie – cała ta tragedia nie mogłaby się tak potoczyć, nawet w książce. Po tym, jak wziął martwego kota, by za radą sąsiada zakopać go w lesie – a nie wiedział, do czego to doprowadzi – przeraziłby się, widząc skutki swego czynu. Zabiłby zwierzę, które ożywił, jeszcze przed powrotem żony i córki, po czym pochowałby je, tym razem po bezpiecznej stronie wiatrołomu. Powiedziałby córce, że kot uciekł – albo i nie, może to doświadczenie nauczyłoby go, że prawdziwe jest lepsze, i pokazałby jej grób. Gdyby był katolikiem, być może powiedziałby o wszystkim na spowiedzi – a może i nie, może uznałby, że nie ma grzechu tam, gdzie nie było świadomości. A gdyby zły mścił się i doprowadził do śmierci dzieci, z pewnością lęk o ich dusze i o to, czy Ty, Panie miłosierny i sprawiedliwy, zechciałbyś na końcu czasu ożywić i te ciała, którymi przez czas nawet krótki posługiwało się zło, z pewnością zakończyłby swą szaleńczą pieśń na „hey ho”. Nie zostałby nigdy złodziejem grobów ani ojcem zombiaków.



Ufam Tobie, boś Ty wierny

Wszechmocny i miłosierny

Dasz mi grzechów odpuszczenie

Łaskę i wieczne zbawienie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz