poniedziałek, 26 grudnia 2016

8. Panienka


"Halloween wcale nie jest wesołe. To sarkastyczne święto odzwierciedla raczej piekielną rządzę zemsty, jaką dzieci żywią wobec świata dorosłych. [...] nie przez przypadek niektórzy wbijają igły lub żyletki w rozdawane małym prześladowcom jabłka i ciastka."

/Jean Baudrillard, Ameryka/


Pan Heretyk poznał Minionka czternastego października. Tak się złożyło, że mógł tego dnia dłużej towarzyszyć jemu i jego opiekunowi w drodze ze szkoły do domu. Rozmowa w dość naturalny sposób przeszła od życia w rodzinie wielodzietnej i problemów związanych z alternatywnymi metodami nauczania na walkę z eugeniczno-proaborcyjnym systemem społecznym.

Pan Heretyk dowiedział się, że współczesne giganty działające na rzecz świadomego rodzicielstwa wywodzą się bezpośrednio z organizacji eugenicznych i rasistowskich. Wszystko zaczęło się w latach dwudziestych, a więc na krótko przed powstaniem obozów zagłady. Pierwsze projekty redukcji urodzeń zakładały sterylizację jednostek upośledzonych umysłowo. Do upośledzonych umysłowo zaliczano wtedy przede wszystkim kobiety niezaradne życiowo - prostytutki, imigrantki, przedstawicielki mniejszości rasowych i etnicznych, analfabetki, samotne matki, pacjentki szpitali psychiatrycznych. Oczywiście, niezaradni życiowo mężczyźni również nie mogli czuć się bezpiecznie. Dawid wyjaśnił Heretykowi, że gdy w latach trzydziestych naziści zaczęli wprowadzać swoje pomysły na "ostateczne rozwiązanie", mniej radykalne projekty tego rodzaju były już dobrze znane w Ameryce i w krajach skandynawskich. Na terenie Szwecji idee te rozwijały się radośnie jeszcze w latach siedemdziesiątych. W Stanach i w Kanadzie większość organizacji eugenicznych zadowoliła się zmianą nazwy. Tym największym udało się nawet uzyskać poparcie kolejnych rządów i rozwinąć już istniejącą sieć klinik. Dotacji nie straciły nawet po tym, jak działacze pro-life nagrali rozmowę podstawionego gościa z pracownicą aborcyjną. Rozmowa dotyczyła szczegółów handlu tkankami płodowymi na czarnym rynku.

Po przedstawieniu tych wszystkich rewelacji, Psalmista przeszedł do pism starotestamentalnych. Skupił się na żydowskich ustawach o ochronie życia poczętego i na straszliwych skutkach zamiany religii mojżeszowej na kult Molocha. Stwierdził, że mordowanie dzieci jest rzeczą zawsze z gruntu pogańską.

- Wiem, co powiesz. A co z Abrahamem i Izaakiem? To też pogaństwo? Ale zauważ, że Jahwe ostatecznie nie dał chłopakowi zginąć.
- Abraham był problemem dla Kierkegaarda, nie dla mnie.
- Dla kogo?
- A takiego skandynawskiego Sokratesa.
- A, spoko.
- Ja zawsze miałem problem z innym fragmentem. Takim trochę późniejszym. Z Księgi Sędziów.
- Dajesz!

Heretyk przez chwilę wahał się, czy w ogóle przypominać Psalmiście tę historię.

Może i jesteś bezbożnym heretykiem, ale to nie wypada. Biblijny Dawid pojawia się dopiero parę ksiąg później. Ani on, ani tym bardziej żaden jego imiennik, w żaden sposób nie odpowiada za to, co działo się wcześniej, w czasie bezkrólewia. Poza tym, prowadzicie teraz ciekawą, kulturalną, miłą rozmowę. Twój rozmówca może i jest katolem, ale nie gada tak całkiem od rzeczy. Jak tylko o "tym" wspomnisz, zrobi mu się przykro. Jak biblijnemu Dawidowi po wypadku Uzzy podczas pierwszej próby wprowadzenia Arki do Jerozolimy. Chcesz tego?

Chwila nigdy nie trwa długo.

- Wyjaśnij mi, jak to było z córką Jeftego?

Mówiłem, że nie wypada?...

Jefte pojawia się w Księdze Sędziów. Człowiek ten obiecał Bogu, że jeśli uda mu się odnieść zwycięstwo nad wrogami, po powrocie do domu złoży w ofierze całopalnej pierwszą istotę, która wybiegnie mu na spotkanie. Oczywiście, Jefte bitwę wygrał. Istotą, która pierwsza wybiegła mu na spotkanie, była jego córka.

Córka Jeftego, w odróżnieniu od syna Abrahama, nie została oszczędzona.

Razem z Uśmiechem, z twarzy Dawida od razu zeszły Pasja i Pewność Siebie. Psalmista nic już nie mówił aż do najbliższego przystanku tramwajowego. Heretyk poczekał, aż bracia wsiądą do pojazdu, odmachał Minionkowi i zapalił papierosa. Miał wypalić tego dnia jeszcze wiele takich papierosów. Więcej, niż miał w zwyczaju.

Tego wieczoru rozmyślał o wielu sprawach. Wpisał sobie w przeglądarce hasło "moloch". Dowiedział się, że część archeologów wątpi w prawdziwość opowieści o niemowlętach spalanych żywcem. Twierdzą oni, że odnalezione prochy dzieci, wymieszane z prochami jagniąt i koźląt, nie świadczą jeszcze o tym, że ofiary palono żywcem. Być może chodziło o dzieci martwo urodzone i zmarłe z przyczyn naturalnych, których ciała poddawano kremacji według ówczesnych zwyczajów pogrzebowych. Potem jeden naród, nieprzychylny drugiemu, zaczął rozpowiadać obrzydliwe plotki o zwyczajach sąsiadów. Pisarze to zapisali i tak powstał Stary Testament.

Heretyk przypomniał sobie, jak kilka tygodni wcześniej natrafił na artykuł o kontrowersjach związanych z pewną firmą farmaceutyczną, zajmującą się produkcją szczepionek. Świat obiegła informacja, że szczepionki tej firmy są hodowane na ludzkich komórkach embrionalnych. Obrońcy firmy twierdzą, że wcale nie jest jasne, czy komórki te naprawdę uzyskano w wyniku aborcji. Może dziecko zmarło w łonie matki, a rodzice tylko przekazali ciało na cele naukowe. Zresztą, nawet jeśli dziecko było poddane aborcji, nikt przecież nie twierdzi, że zabito je w celu uzyskania materiału do produkcji szczepionek. Rodzice i tak chcieli je zabić. Dziecko byłoby martwe, nawet gdyby żadna firma farmaceutyczna nie była zainteresowana jego tkankami. A marnotrastwo to grzech.

Rano Heretyk musiał wypić nie jedną, a trzy kawy, żeby pozbyć się efektów niewyspania. Doszedł do wniosku, że będzie musiał zerwać z rozmyślaniem o nieprzyjemnych sprawach, jeśli nie chce wpaść za chwilę w jakieś uzależnienie. Około godziny trzeciej poziom kofeiny w jego organizmie spadł na tyle, że zamiast na obiad wybrał się do kawiarni. Wypije jeszcze dwie filiżanki, trochę poczyta i wszystko wróci do normy.

- Dzień dobry. Można się przysiąść?
- Hej! Jasne.
- Czyta Pani coś ciekawego?
- Ciekawego? Pan wybaczy, ale to dzieło jest tak dobre, że określenie "ciekawe" staje się niestosowne.
- Czyżby Pismo Święte?
- No nie, nie aż tak dobre. Ale, jak na historię miłosną, prawdziwa perełka.
- Historia miłosna?

Heretyk przyjrzał się bliżej okładce wspomnianej książki. Wydanie w miękkiej oprawie, dość znacznie pogniecione i zdarte na rogach. Ilustracja przedstawiała młodą dziewczynę w czarnym habicie, z zeszytem w rękach.

No tak. Od razu widać, że love story.

- Główna bohaterka nie wygląda na szczególnie zainteresowaną przygodami tego rodzaju.
- Czy wy, mężczyźni, macie jakiekolwiek pojęcie o Miłości? Nie widzi Pan, że dziewczyna na obrazku jest już po złożeniu ślubów swemu Ukochanemu?
- Oj, przepraszam! Nie domyśliłem się.
- Pewnie nie domyśla się Pan również, jak dramatyczne i fascynujące przygody spotkały główną bohaterkę na jej drodze do Miłości. Pan wybaczy, ale do zrozumienia pewnych spraw potrzeba odrobiny wrażliwości.

Przyjaciółka Pana Heretyka wyjaśniła mu, na czym polega fenomen Helenki - zahukanego dziewczęcia ze wsi, którego obrazy znajdują się dzisiaj w każdej szanującej się świątyni katolickiej. Helenka ukończyła trzy klasy szkoły podstawowej - dość, żeby nauczyć się alfabetu. Z zawodu była sprzątaczką. Żeby spełnić swoje największe marzenie, czyli wstąpić do zakonu, musiała uciec z domu do wielkiego miasta, do Warszawy. Gdy zaczynała pisać dzieło swojego życia, nikt nie przypuszczał, że stanie się jedną z najsłynniejszych autorek XX wieku. Ortografia stanowiła dla niej prawdziwe wyzwanie. Pierwsze rękopisy - jak na literacki fenomen przystało - trafiły do pieca czy innego kominka. Wiele razy słyszała, że z tak marnymi kompetencjami i z tak słabym zdrowiem o posadzie sekretarki u Pana Boga może tylko pomarzyć. Zresztą lepiej, żeby w ogóle dała sobie spokój z marzeniami. Jezus jest przecież Królem - królowie nie rozmawiają ze sprzątaczkami.

W dziele swojego życia Helenka opisuje, jak Miłość i Cierpienie mogą zmienić zakompleksioną panienkę w dojrzałą kobietę, gotową na wszystko dla swego Oblubieńca. Taka kobieta już nie przejmuje się zdaniem koleżanek. Nie zależy jej zupełnie na utrzymaniu wysokiego miejsca w hierarchii. Nie martwi się o swoją chorobę i o to, czy zdąży wypełnić powierzone jej zadanie. Zachowuje spokój bez względu na okoliczności. Nieważne, czy trzeba poradzić sobie z gigantycznym garnkiem ziemniaków, czy też z grupą podejrzanych facetów dobijających się do drzwi - nigdy nie wpada w panikę. Kłopoty i nędze wszelkiego rodzaju zna z własnego doświadczenia. Wyłapywanie z tłumu dusz zgnębionych przychodzi jej z łatwością - równie szybko potrafi takim duszom udzielić pomocy. Nie próbuje udowadniać swojej wartości przed ludźmi, którzy o duszy ludzkiej nie mają bladego pojęcia. Taka kobieta potrafi milczeć.

I potrafi pisać.