środa, 7 lutego 2018

16. Zamach

16. Zamach

[A] Augustyn
[F1] Facet
[D] Dawid
[T] Tina
[F2] Feministka Pierwsza
[F3] Feministka Druga

***

- [A] Na czas!

Dwie sekundy później smartfon Pana Heretyka zbliżał się już w stronę chodnika. Drogą powietrzną. Tak bywa, gdy człowiek wyjmuje smartfona, by sprawdzić godzinę, jednocześnie biegnąc i nie zwracając uwagi na otoczenie. Pan Heretyk nie był typem osoby, która biega i nie zwraca uwagi na otoczenie. Generalnie.
Zagadali się. No dobrze. Przyjaciołom to się zdarza. Powiedziała mu, że jest spóźniona i że musi już lecieć. Super. Ludzie tak mówią, jeśli zdarzy im się z kimś zagadać. Wpadł na pomysł, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie są predestynowani do pokonania w piętnaście minut drogi, której pokonanie normalnie zajmuje minut trzydzieści. W tym miejscu pojawia się problem. Jak uzasadnić logicznie przejście od mojej-przyjaciółki-bycia-spóźnionym do naszej-powinności-czasu-ścigania? Pan Heretyk miał dziwne wrażenie, że była to jedna z tych rzeczy, o jakich nie śniło się niemieckim filozofom.
Oto fakty. Postanowili pokonać w piętnaście minut drogę, której pokonanie normalnie zajmuje dwa razy tyle. Gdy zobaczył szpital, o którym wiedział, że znajduje się blisko mety, wyciągnął smartfona, żeby sprawdzić czas. Ponieważ nie patrzył pod nogi, wywalił się na jakiejś nierówności terenu. Wpadł do wielkiej kałuży, a jego telefon wyleciał mu z ręki, doświadczył spotkania trzeciego stopnia z chodnikiem i rozbił się. Tuż obok przechodził jakiś facet. Pan Heretyk prawie przewrócił go podczas upadku. Zachlapał również jego ubranie. Torba, którą facet miał w ręku, poleciała w stronę telefonu. Pan Heretyk miał nadzieję, że nie było w niej nic kruchego ani takiego, co mogłoby się rozlać.

- [F1] Bawcie się dobrze!                                                                                           

Klęczał na betonie. Upadł na niego dość mocno, by podejrzewać, że co najmniej jedno kolano ma rozbite, może nawet krwawiące. Jego spodnie były całe mokre, a buty - pełne deszczówki. Po biegu z trudem łapał powietrze. Czuł, że koszula pod kurtką klei mu się do pleców. Przed nim leżały resztki telefonu. Dość drogiego telefonu.

No tak. Bawcie się. To się nazywa dobrać słowa do sytuacji.

- [D] Niezła akcja! Wczoraj ten gościu chwalił się nam, że w tym szpitalu wykonują pięćdziesiąt aborcji rocznie. Ponoć w zeszłym miesiącu sam wykonał cztery. Teraz będzie mógł nas oskarżyć o czynną napaść.
- [A] Chcesz powiedzieć, że właśnie dokonałem nieudanej próby zamachu na miejscowego  abortera?
- [D] Dokładnie. Niezła akcja!
- [A] To nie jesteśmy pacyfistami?
- [T] "Jesteśmy"? Czyli podpiszesz nasz projekt?
- [A] Wyciągasz zbyt daleko idące wnioski.

Niewielki plac obok przystanku "SZPITAL" był jednym z ulubionych miejsc zbiórkowych wszystkich organizacji społecznych, nie tylko pro-liferów. Pan Heretyk dowiedział się, że tego dnia Panie Feministki zarezerwowały plac od osiemnastej do dwudziestej. Pro-liferzy zgłosili swoją obecność od siedemnastej do dziewiętnastej.

- [D] Nie ma się czym przejmować. Może stchórzą i w ogóle się dziś nie pojawią? Jak przyjdą, to też nie problem. Po drugiej stronie mają dużo miejsca. Nasze zgromadzenie jest legalne. Policja potwierdzi.
- [A] Zawsze zamawiacie radiowóz do ochrony?
- [D] Policja już nas kojarzy. Czasem jest, czasem jej nie ma, ale z reguły nie zostawiają nas samych. Jakichś chorych akcji to u nas nie ma. Ale jak którejś feministce przyjdzie ochota na nas naskarżyć, to nie musi daleko iść.

Mógł wrócić do mieszkania, zmienić skarpetki i poszukać w sieci jakiegoś serwisu urządzeń mobilnych. Ale wtedy do ich stolika podeszła jakaś grupka ludzi. Potem następna. Potem zaczęli dyskutować o tym, czy blastocysta to ten sam byt, co późniejszy noworodek. Jeszcze później ktoś zaczął układać pasjansa z naklejek promocyjnych, a ktoś inny podjął się zrecenzowania najnowszych hitów kina chrześcijańskiego.

A potem wybiła dziewiętnasta.

- [F2] A gdzie wasz plakat? Zakazali wam już pokazywania tych okropieństw? Dobrze! Dzieci nie będą musiały na to patrzeć!
- [A] Pani wybaczy, ale jakie okropieństwa ma pani na myśli?
- [F3] Krwawe płody! Ciągle je pokazujecie! Wydaje się wam, że dbacie o dzieci? A kto się martwi o ich psychikę?
- [F2] Córeczka mojej przyjaciółki ma przez was koszmary!
- [A] Ustalmy fakty. Krwawe płody to okropieństwo?
- [F2] A panu to się podoba? Powinniście się leczyć!
- [A] Nie, wcale mi się nie podoba. Uważam, że krwawe płody to okropieństwo. Czy w tym punkcie się zgadzamy?
- [F3] Jak wam też się nie podoba, to czemu ciągle je pokazujecie?
- [A] Pokazujemy? Widzi tu pani gdzieś krwawe płody?
- [F3] Nie pokazujecie, bo wam zakazali!
- [A] Zakazali czy nie, aktualnie nie ma tu żadnych krwawych zdjęć. Czy zgodzimy się co do tego,  że krwawe płody to okropieństwo?
- [F2] Z panem to ja się w niczym nie będę zgadzać!
- [F3] Krwawe płody to okropieństwo! Dotarło? Powiecie kolegom, że takich rzeczy nie wolno pokazywać?
- [A] A czy pani przekaże koleżankom, że takich rzeczy nie wolno robić?

W tym momencie Panie Feministki zaśmiały się i poszły pomóc koleżankom w ustawianiu sprzętu.
Pan Heretyk próbował się bronić. Ale nie miał szans. Fakty były takie, że wziął udział w pikiecie antyaborcyjnej. Udział jak najbardziej aktywny. Podjął się dyskusji z dwiema Paniami Feministkami, argumentując jak prawdziwy pro-lifer. Mógł wmawiać sobie, że równie dobrze mógłby stanąć po drugiej stronie placu i dyskutować z katolikami, argumentując jak prawdziwy obrońca kobiet. Ale fakty były takie, że stał po tej, nie po drugiej stronie. W dodatku zaatakował lekarza z miejscowego szpitala.

Nie miał wyjścia.
Musiał podpisać.

Dawid postanowił, że tak spektakularne zwycięstwo trzeba uczcić. Okazja była nawet podwójna. Heretyk podpisał ich projekt, to jedno. Listopad nieuchronnie zmierzał ku końcowi, to drugie. Kolegom Pana Heretyka zostało tylko parę dni do rozpoczęcia Adwentu.
Adwent to dla katolika czas szczególny. Nie tylko dlatego, że ulice i galerie handlowe zaczynają świecić i dzwonić. To początek roku liturgicznego. Czas przygotowania na przyjście Pana. "Przyjście" rozumiane jest tu w dwóch znaczeniach. Oczywiście, chodzi o przygotowanie się do wspominania, świętowania narodzin Chrystusa. To był pierwszy raz, gdy On przyszedł. Chrześcijanie, nie tylko katolicy, wierzą w to, że będzie i drugie przyjście, zwane Paruzją. W Adwencie chodzi tak naprawdę o przygotowanie się na koniec świata. W dawnych czasach Adwent, trochę jak Wielki Post, był czasem wyciszenia i pokuty. Dziś mocno podkreśla się, że tu chodzi o radosne oczekiwanie. Od umartwiania się jest marzec, nie grudzień. Ale kiedyś w Adwencie, podobnie jak w Wielkim Poście, nie wolno było brać udziału w zabawach. Dlatego dziś koniec listopada, podobnie jak koniec stycznia, jest od imprezowania.
Pan Heretyk nie miał jakiegoś konkretnego wyobrażenia na temat tego, co robią katolicy, kiedy chcą się zabawić. Mam na myśli prawdziwą zabawę. Nie Wielbienie. Nie pielgrzymkę. Zabawę. W wersji świeckiej, zabawa składała się z alkoholu, muzyki, alkoholu, żarcia, alkoholu, próby nawiązania komunikacji werbalnej, alkoholu, tańca dla chętnych i jeszcze odrobiny alkoholu. Wersja katolicka, jak się okazało, zawierała w sobie podobne elementy, jednak w innych proporcjach. Pierwszym etapem była wspólna pizza. W tym punkcie najważniejsza była komunikacja werbalna. Etap drugi stanowiła wizyta w klubie. Istotę tej części programu stanowił, często pomijany w wersji świeckiej, taniec. Całość była pozbawiona składnika głównego.
To ostatnie nie przeszkadzało Panu Heretykowi w żadnej mierze. Jego dotychczasowe doświadczenia z udziałem w zabawach doprowadziły go do sformułowania tezy, iż poziom nudy na spotkaniu jest wprost proporcjonalny do ilości zamówionych napoi. To prawda, że zamawiało się je w celu usprawnienia zdolności komunikacyjnych i ruchowych osób zaproszonych. Osoby te najczęściej nie wyobrażały sobie rozmowy i tańca bez procentów w głowie. A jednak ceną za to usprawnianie był intensywny wzrost nudy. Nie zrozumcie mnie źle. Pan Heretyk był wegetarianinem, ale nie abstynentem. Nie dotrzymał nawet przyrzeczenia powstrzymania się od alkoholu i papierosów aż do osiągnięcia pełnoletności, które dzieci składają w dniu Pierwszej Komunii. Używki te pojawiły się w jego życiu gdzieś w okolicach siedemnastych urodzin. Nigdy jednak nie wypił tyle, żeby nie zauważyć, jak nuda przychodzi, rozrasta się i pochłania po kolei wszystkich obecnych. Mówili więcej, ale w tej mowie było coraz mniej sensu. Ruszali się więcej, ale ruchy te w coraz mniejszym stopniu ujawniały świadomość i wolę podmiotu ruszającego się. Nuda.

- [T] Dawid pyta, czemu nie tańczysz. To twój dzień!
- [A] Przekaż mu, że robi się nudny. Ja nie tańczę. I nie śpiewam.
- [T] Nie podpisuję projektów pro-life?
- [A] Ładnie to tak kopać leżącego?
- [T] Wiesz, jaka jest prawda? Jesteś leniem.
- [A] Kłamcą, to rozumiem. Nawet profesjonalnym. Ale leniem?
- [T] Śmierdzącym.
- [A] Gdy ostatni raz byłaś u mnie w mieszkaniu, stwierdziłaś, że jest chorobliwie sterylne.
- [T] I że śmierdzi. Octem.
- [A] Kuchnię czyści się sodą oczyszczoną i octem.
- [T] Nie w ilości wskazującej na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
- [A] Może cierpię na nerwicę natręctw. Ale nie jestem leniem. Sprzątam. Ścigam się z czasem, żeby zdążyć na twoją pikietę. Czytam książki.
- [T] Sprzątasz, ale po jednej osobie. Biegasz raz w roku przez piętnaście minut. Co do książek, czytasz je dla rozrywki. Jesteś śmierdzącym octem leniem i taka jest prawda. Nie śpiewasz. Nie tańczysz. Założę się, że w twojej leniwej głowie nawet nie powstała myśl, żeby chociaż raz przed świętami wstać przed południem i pójść na Roraty.
- [A] Roraty? Nie byłem na Mszy od jakichś ośmiu lat.
- [T] Mówiłam. Leń octowy!