środa, 19 lipca 2017

11. Pobudka

[D] - Dawid
[S] - Samson
[T] - Tina

Jak za pierwszym razem.

Pan Heretyk nie miał żadnego powodu, żeby pójść do klasztoru dominikańskiego w wigilię Wszystkich Świętych. W sumie, tym razem miał nawet o jeden powód mniej, niż za pierwszym razem. Za pierwszym razem nie miał numeru Mamy Warkoczyków w swoim telefonie ani nie wiedział, że na portalach społecznościowych należy jej szukać pod "Tina Potter-Cobain". W razie czego mógł spokojnie wyjaśnić, że przyszedł dla starej znajomej, z którą od lat nie miał żadnego kontaktu.

A teraz?

- [D] I co, dalej nie śpiewasz?

Dawid zdecydowanie nie był z tego rodzaju ludzi, którzy łatwo dają za wygraną.

- [A] Śpiewać w taki wieczór? Nie wydaje ci się, że to trochę niestosowne?
- [D] A to czemu?
- [A] Mamy przecież przełom października i listopada. Czas zadumy i żałoby. Ewentualnie czas mroku, strachu i dusz potępionych. W tym czasie, śpiewanie czegokolwiek, może poza "Wiecznym odpoczywaniem", jest wysoce niestosowne. Babcia cię tego nie nauczyła?
- [S] Nie wiem, jak to jest u heretyków. Jeśli o nas chodzi, to śpiewamy nawet w Wielkim Poście. O Gorzkich Żalach słyszał?

Nie tylko słyszał, ale nawet słuchał.

Nie zapomniał głosów starszych pań, które zbierały się w każdą niedzielę Wielkiego Postu, by opłakiwać Syna Maryi. Prawdę mówiąc, bardzo lubił te żałobne popołudnia. Gorzkie Żale to nie żadne starożytne psalmy czy średniowieczne chorały. To raczej zwyczajne, bardzo przaśne, bardzo przestarzałe teksty. Repertuar doskonały dla osób 60+. W internecie można przeczytać, że Gorzkie Żale były pierwotnie oparte na osiemnastowiecznej Jutrzni, czyli dzisiejszej brewiarzowej Godzinie Czytań. Liturgicznie, czyli całkiem szlachetnie. Niestety, dziś mamy wiek dwudziesty pierwszy, a nie osiemnasty. Dzisiaj z "żalu, który duszę ściska", wyśmiewają się kabarety i durnowate kreskówki dla dorosłych z Zespołem Opóźnionej Dojrzałości Kulturowej. A jeśli ktoś mówi o sobie, że jest "tak żałosny", świadczy to o wyjątkowo niskiej samoocenie, a nie o żałobie.

Tak naprawdę czekał na dwa momenty. Pierwszym była tak zwana "Pobudka". Uwielbiał ten tekst. Uwielbiał tę melodię. Normalnie nienawidził wielkopostnych pieśni. Najbardziej nienawidził słuchania parafialnej wersji utworu "Wisi na krzyżu" podczas święcenia pokarmów w Wielką Sobotę, w towarzystwie odświętnie i kolorowo ubranych dzieciaków z odświętnymi i kolorowymi koszyczkami. Wikary zawsze rozpoczynał ceremonię od tej pieśni. A to przecież takie niestosowne. Śpiewać o "zawieraniu oczu" albo o "boku, z którego krew ciecze" przy dzieciakach, w samym środku zielono-czekoladowych ferii.

Ale "Pobudkę" uwielbiał. W książkach, które czytał, zawsze był jakiś fantastyczny świat, zagrożony upadkiem lub podbity przez złe siły. W każdym takim świecie musiała być grupka rebeliantów, których celem było pokonanie tyrana. Władza uspokaja i oszukuje swych magicznych poddanych, aż przychodzi ten moment, kiedy "słońce, gwiazdy omdlewają, z grobów umarli powstają". W tym momencie na scenie pojawia się jakiś dzieciak ze świata samochodów i telewizorów, który co prawda nie umie poradzić sobie ze szkolnymi łobuzami i wredną ciotką, ale za to doskonale zna się na ratowaniu czarodziejskich cywilizacji. Tak właśnie pachniała mu "Pobudka" z Gorzkich Żali. Jak zniszczony, chylący się ku upadkowi magiczny świat, opłakujący swoje Dziecko Niespodziankę, Syna Obietnicy, Wybrańca Przeznaczenia. Nawet fałszowanie organisty nie było w stanie odebrać tej melodii nastroju. Drugi moment, który go poruszał, był na samym końcu. Cała parafia prosiła wtedy na kolanach o wybawienie od "powietrza, głodu, ognia i wojny", a nade wszystko od "nagłej, a niespodziewanej śmierci". Ta melodia także pachniała upadającym światem. Ale miała jeszcze jeden zapach.

Znał ten zapach z własnego domu.

- [D] Poza tym, Wszystkich Świętych to dzień uroczysty, a nie pokutny. Dzień, kiedy powinno się śpiewać "Alleluja" na cześć wszystkich zbawionych! To ich święto.
- [A] Aha. Skąd w takim razie te wszystkie znicze i kazania o czyśćcu?
- [T] Może po to, żeby jak najwięcej dusz mogło dołączyć tego dnia do grona świętujących? Liczba mieszkańców Nieba wciąż rośnie, ale niektórzy muszą długo czekać na wejściówkę.
- [A] A większość i tak nie ma na nią szans.
- [D] Hej! Skąd ten pesymizm?
- [A] Apokalipsa podaje konkretną liczbę wybranych. Policz sobie, ilu ludzi już zmarło po Adamie, a potem dodaj sobie tych wszystkich, którzy zejdą z tego świata przed nadejściem Paruzji. Porównaj wynik z tym podanym w Biblii. Wasi święci to mniej niż jeden procent ludzkości. Sporo mniej.
- [S] Nie wiem, jaką Apokalipsę czyta się u heretyków, ale w naszej wersji pisze...
- [A] ... jest napisane.
- [S] Dobra, purysto! Znalazłem. Wy, heretycy, lubicie Pismo Święte, nie? Solo scripture czy coś?
- [A] Sola scriptura. Obrządek łaciński czy coś.
- [ S] Właśnie, purysto. Słuchaj tego! Siglum: Ap 7,9. "Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem".
- [D] Czyli co? Wcześniej Jan jakoś umiał policzyć opieczętowanych. Wyszło mu sto czterdzieści cztery tysiące. Teraz znów staje przed wielkim tłumem, i co? Czemu nie podaje ich liczby? Nie chce mu się? 

Cholera.
Niezły zawodnik.

Samson miał w kieszeni smartfona. W tym smartfonie miał Pismo Święte. W razie spotkania trzeciego stopnia z heretykiem, mógł w każdej chwili rzucić jakimś cytatem. Jak każdy heretyk, Pan Heretyk był przekonany, że katolicy nie czytają Pisma Świętego. Widać musieli nauczyć się czegoś od Świadków Jehowy.

- [A] Plany na jutro?
- [T] Z samego rana jedziemy z teściami i Gracją na grób Alana.
- [A] A wieczorem?
- [T] To zaproszenie na randkę? W dniu Wszystkich Świętych? Ktoś tutaj mówił coś o niestosownych zachowaniach.

Randka?

Przez cały wieczór Pan Heretyk myślał o swoim dzieciństwie. Nie tylko o starym organiście i chórze parafialnym. Pamiętał, że co roku, w wigilię Wszystkich Świętych, zapraszał do siebie swoją przyjaciółkę. Rodzina małej Tiny była zbyt mugolska, by mogli spotykać się u niej w domu. Nie tylko w wigilię Wszystkich Świętych. Rodzina małej Tiny nie znosiła małego Augustyna. Ich zdaniem, mały Augustyn był zbyt dziwaczny, a jego matka miała zbyt mało koleżanek, żeby opłacało się utrzymywać z nimi jakiekolwiek kontakty. Na szczęście, mama małego Augustyna wprost uwielbiała małą Tinę. Gdy dziewczynka odwiedzała ich dom, grobowiec zamieniał się w miejsce czarodziejskie, spokojne i nawet miłe. W takich chwilach mama małego Augustyna  uśmiechała się i podawała dzieciom herbatę. Czasami były też ciastka. Mama małego Augustyna była cukiernikiem doskonałym. Niestety, odkąd tata małego Augustyna wyjechał do wielkiego miasta, nie było już dla kogo, ani nawet za co piec tego wszystkiego.

Randka?
Co te katolickie panny mają w tych głowach.