środa, 7 września 2016

3. Ostrzeżenie

***

Człowiek, na którego wpadł Pan Heretyk w bramie klasztoru dominikańskiego, był studentem. Ważył chyba ze trzy razy więcej niż Pan Heretyk i miał ponad dwa metry wzrostu. Nosił dredy, a ubrany był w t-shirt z lwem w koronie i bluzę z Bobem Marleyem w kolorach Jamajki.

Nikt mi nie powie, że takiego stworzenia można się spodziewać w bramie klasztoru.

- Czyli jestem sławny?
- Wspominała coś, że możemy się spodziewać kolejnej zbłąkanej duszy. Ale mówiła też, żeby się za bardzo na to nie nastawiać, bo ta dusza to niepoprawny indywidualista. W tę stronę.

Sam nie wiem, czy można mnie nazwać indywidualistą. Zawsze ceniłem sobie samodzielność w myśleniu. Lubię czasem być sam. To podobno rzadka cecha u istot  mojego gatunku. Istoty mojego gatunku są raczej stadnymi zwierzętami. Lubią gadać o pierdołach i nie lubią myśleć. Ale znowu nie jest tak, żebym się jakoś totalnie różnił od pozostałych istot mojego gatunku. Chwilami też lubię sobie pogadać o pierdołach i nie myśleć.

Ludzie roztrzepani słyszą często, że powinni myśleć, co robią. Ludzie, którzy myślą za dużo, czasami im zazdroszczą. Rzecz jasna, jak człowiek za dużo myśli, to się nigdy nie przyzna, że zazdrości roztrzepańcom. Będzie się starał pokazać, że jest lepszy od całego świata, że woli myślenie od przyjaźni, pieniędzy, seriali czy zrozumienia, i że wcale nie chce wyglądać normalnie. Człowiek, który myśli za dużo, zawsze wygląda nienormalnie, bez względu na to, co ma na sobie.

- Pan Heretyk? Ciekawe nazwisko.

Autor słów cytowanych powyżej wyróżniał się spośród obecnych na sali. Po pierwsze, miał na sobie biały habit oraz pas z przyczepionym do niego różańcem. Po drugie, był wyraźnie najstarszy. Najstarszy, ale nie stary. Młody na tyle, żeby starsi i dojrzalsi ojcowie wysłali go do pracy z dzieciakami.

- Szczególnie dla kogoś, kto ma na imię Augustyn.

Rastafarianin zdążył po drodze wypytać Pana Heretyka o wszelkie możliwe dane osobowe. Odwdzięczył się tym, że przedstawił mu się jako Samson. Pan Heretyk miał cichą nadzieję, że Rastafarianin jest mniej więcej zdrowy psychicznie i nie uzna Pana Heretyka za jakiegoś obrzydliwego Filistyna, z którym należy rozprawić się jak najszybciej.

- Augustyn? Po TYM Augustynie? To najlepszego w dniu patrona!
Pan Heretyk szybko oszacował, że Rastafarianin ważył jakieś sześć razy więcej od autora słów cytowanych powyżej. Autor słów cytowanych powyżej charakteryzował się niskim wzrostem, źle wyprasowaną koszulą, ciężkimi butami, które metale i punki nazywają "glanami", a które wyglądały na jego cienkich nogach jak buty clowna, czarną chustką w czaszki, którą skręcał jak opaskę i wiązał dookoła głowy, a także burzą rudych, kręconych włosów. Miał na imię Dawid, ale Pan Heretyk dowiedział się o tym trochę później.

Pan Heretyk przekroczył próg klasztoru dominikańskiego dwudziestego ósmego sierpnia. Dwudziestego ósmego sierpnia przypada wspomnienie świętego Augustyna, biskupa Hippony, Ojca Kościoła, Doktora Łaski, filozofa z V wieku po Chrystusie. Dzień wcześniej Pan Heretyk poznał dziewczynkę imieniem Gracja. Imię to wywodzi się z łacińskiego "gratia", czyli "łaska". Dzień wcześniej był dwudziesty siódmy sierpnia. Dwudziestego siódmego sierpnia przypada wspomnienie świętej Moniki, matki świętego Augustyna. Święta Monika została świętą głównie dlatego, że jej syn, zanim został świętym, był wielkim grzesznikiem. Był nauczycielem retoryki, to jest: był zawodowym kłamcą. Żył z kobietą bez ślubu i miał z nią nieślubnego syna. Chodził na spotkania popularnej sekty, wierzył w astrologię, a we wczesnej młodości ukradł z kolegami parę gruszek dla zabawy.

 Święta Monika modliła się za niego przez trzydzieści trzy lata. Najpierw zaowocowało to tym, że Augustyn przestał wierzyć we wróżby i odszedł od manichejczyków. Potem kazał swojej dziewczynie zostawić mu syna i wyjechać. W końcu zamknął swoją szkołę, przyjął chrzest i został kapłanem. Nawet przyznał się do kradzieży tamtych owoców - w swoim najsłynniejszym dziele, o tytule Wyznania, poświęcił stosunkowo dużo miejsca analizie bezinteresownego przywiązania do zła, jakie w sobie odkrył po dokonaniu tego czynu. Święta Monika właśnie dlatego została świętą, że modliła się przez te trzydzieści trzy lata. Te trzydzieści trzy lata były kluczowe, chociaż modliła się pewnie także i wcześniej, kiedy Augustyn nie był jeszcze nawet zapłodnioną komórką jajową. Nie mówiąc już o tym, że pewnie dalej się modli -  przede wszystkim za załamane matki, w drugiej kolejności za zawodowych kłamców, za rozpustników, za sekciarzy i w końcu za złodziei.

- Prawdę mówiąc, nie lubię swojego imienia. Patrona zresztą też nie.
- A to czemu? Ostatecznie, to był tylko średniowieczny biskup. Chyba nie miał zbyt wielu okazji, żeby ci podpaść.
- Jeśli mamy być precyzyjni, powinniśmy przypisać Augustyna jeszcze do starożytności. Masz rację. To był tylko biskup. Nawet nie papież. Ale widzisz, człowiekowi, który przez całe dzieciństwo był wyśmiewany z powodu imienia, trudno lubić swojego patrona. Nawet jeśli ten patron był tylko biskupem.

Nigdy tak naprawdę nie przejmowałem się zdaniem reszty Michałków i Kamilków na temat mojego imienia. Gdy któryś naprawdę mnie wkurzył, mogłem go z łatwością zniszczyć jednym słowem - wszystko w taki sposób, żeby każda próba obrony z jego strony była śmieszna i żeby mu nawet do głowy nie przyszło się mścić. Najczęściej wystarczyło odebrać temu czy innemu gówniarzowi szacunek w oczach kolegów, tylko w skrajnych przypadkach musiałem uciekać się do manipulowania opinią nauczycieli lub rodziców.

- Samson też nie lubi swojego prawdziwego imienia. Ubzdurał sobie, że "Tomek" brzmi zbyt pospolicie.
- To się nazywa lojalność.
- No ale sam pomyśl. To jest chore, żeby dorośli faceci mieli problemy z imieniem.
- Ty się lepiej nie odzywaj. Masz imię po królu.
- A ty masz imię po gościu, na którym generalnie opiera się cała teologia katolicka.
- Fascynujące.

Przez głowę Pana Heretyka przemknęła myśl, że obrażanie świętego Tomasza z Akwinu w promieniu stu kilometrów od najbliższego klasztoru dominikańskiego jest co najmniej nierozsądne, żeby nie powiedzieć - niebezpieczne. Ku jego zdziwieniu, na te słowa Rastafarianina cała sala zaczęła się śmiać. Pan Heretyk miał dopiero odkryć, że ta sala ma wręcz nienaturalne skłonności do wybuchania śmiechem.

-  A jak się wabi wasz Pies Pański?

Na te słowa Pana Heretyka cała sala przestała się śmiać.
Wszyscy czekali na reakcję pana w białym habicie.

- Mam nadzieję, że ojcu nie przeszkadza tytuł "Psa Pańskiego"? Ostatecznie, tak właśnie należy tłumaczyć słowo "dominikanin". "Domini canis", z języka łacińskiego "Pies Pański".

Wspominałem wam, że matka Pan Heretyka była filologiem, filologiem szczególnie zakochanym w łacinie. Mały Augustyn był zafascynowany sentencjami, które jego matka wplatała w co drugie zdanie, uwielbiał też słuchać starożytnych modlitw i pieśni. Swego czasu Pan Heretyk także chciał pójść na filologię klasyczną, ale nic z tego nie wyszło. W wieku dwudziestu czterech lat posiadał już dyplom z innej dziedziny i pracował jako zawodowy kłamca.

- Po prostu Adam. Gdyby taki tytuł mi przeszkadzał, wybrałbym inny zakon.

Pan Heretyk szybko doszedł do wniosku, że cisza w tej sali jest czymś szczególnie nienaturalnym. Bez psalmów, gitar albo śmiechu miejsce to stawało się zupełnie nie do zniesienia. A przecież gra w odbieranie przeciwnikowi mowy zawsze była jego ulubioną zabawą. Był w tym naprawdę dobry. Odkrył to już w szkole podstawowej. Nie umiał się bić, nie miał komputera i stale chodził w tych kretyńskich ciuchach, które dostawał od różnych organizacji charytatywnych. Ale język miał ostry, a wyszydzanie i szkalowanie przed nauczycielami szybko opanował do perfekcji. Zanim poszedł do Pierwszej Komunii, zapracował sobie na taką opinię, że nawet chłopaki z ostatniej klasy woleli go unikać. W liceum, gdy na biurku miał laptopa, a w szafie jak najbardziej nowe spodnie, kupione w galerii handlowej, dokonał kolejnego odkrycia. Ironia to sposób nie tylko na wrogów, lecz i na przyjaciół. Ludzie z nowej klasy lubili go słuchać, bo kpił sobie ze wszystkich świętości. Jego nowi koledzy nie lubili świętości. Uważali się za liberałów, ludzi zorientowanych w świecie i dlatego nastawionych do świata sceptycznie. Oznaczało to mniej więcej tyle, że spędzają noce na grach komputerowych i organizują sobie imprezy z alkoholem, a poza tym są wręcz skazani na dobre studia i wyjazd na Zachód.

Tym razem sarkazm nie wywołał pożądanego efektu. Zresztą, jakiego efektu można się było spodziewać? W końcu zaatakował lidera, najwyraźniej lubianego przez grupę. Oczywiście, cały czas obserwował swoją przyjaciółkę. Przyszła dziś bez córeczki i jak dotąd nie zabrała głosu. Już żałuje, że go zaprosiła, z pewnością. Z drugiej strony, nie udawał przed nią jakiejś głębokiej pobożności. Po rozmowie w pociągu mogła się spodziewać, że będzie psuł zabawę. A może sądziła, że jak już przyjdzie, to będzie umiał się zachować? W końcu nikt nie przychodzi się na spotkania duszpasterstwa w celu obrażania duszpasterza. Nawet Pan Heretyk nie miał takiego celu, gdy wsiadał wieczorem do tramwaju. Właściwie, w tym momencie uświadomił sobie, że wcale nie miał jakiegoś konkretnego powodu, żeby pojawić się w tej sali.

- A ciekawe, czym zajmuje się nasz Pan Heretyk.
- Jestem zawodowym kłamcą.
- Politykiem?
- Dziennikarzem. Pracuję dla "Tygodnia Skomentowanego".

Wiecie już dość dużo o mamie Pana Heretyka. Jeśli chodzi o jego tatę, był on właścicielem jednego z największych tygodników opinii w kraju oraz prowadził internetowy serwis informacyjny o profilu lewicowym. Jak się pewnie domyślacie, nie był katolikiem i nie znał łaciny. To on właśnie namówił syna, żeby wybrał socjologię zamiast filologii. Pan Heretyk był przekonany, że gdy już przyzna się do pracy w gazecie dla lewaków, zostanie osądzony i skazany w trybie natychmiastowym. Okazało się jednak, że jego wyznanie nie zrobiło zbyt wielkiego wrażenia na obecnych. Pan w białym habicie zasugerował, że byłoby dobrze rozpocząć spotkanie. Zaczęto rozdawać teksty nieszporów.

Być może część z was nie wie, czym są nieszpory. Otóż nieszpory to wieczorna modlitwa psalmami. W liturgii katolickiej każdej porze dnia odpowiada specjalny układ pieśni; dobiera się je, biorąc pod uwagę dany okres roku liturgicznego. Odpowiednie teksty można znaleźć w specjalnych modlitewnikach, zwanych brewiarzami. Mama Pana Heretyka posiadała swój własny brewiarz, z tekstami w wersji łacińskiej. Uczęszczała także codziennie na Mszę świętą i zawsze miała przy sobie różaniec.

Dawid nie miał brewiarza. Zawsze przed spotkaniem ściągał teksty na dany dzień z internetu. Dawniej Pan Heretyk sądził, że w odmętach internetu nie ma takich rzeczy jak nieszpory.

- Pierwszego kantora ci nie oddam, chociaż to twoje imieniny, a drugiego ma zawsze któraś z dziewczyn. Ale możesz wziąć responsorium. Umiesz melodię na responsorium?
- Ja nie śpiewam.
- Nie śpiewasz? A co będzie, jak trafisz do Nieba? Tam cały czas się śpiewa.
- Kto powiedział, że trafię do Nieba?
- No wiesz, pewności nie ma, ale może akurat się załapiesz. Co wtedy?
- Kto powiedział, że ja chcę "się załapać"? Kto powiedział, że ja chcę iść do Nieba?
- A to gdzie chcesz iść?
- Aktualnie... chcę iść tam, do tego fotela na rogu, i słuchać waszych nieszporów. Przyszedłem, bo zaprosiła mnie stara znajoma. Nie śpiewam, ale skoro już tu jestem, mogę posłuchać.
- A nie boisz się, że się czegoś nabawisz od takiego słuchania? Ostrego nawrócenia, na przykład?
- Zaryzykuję.
- Ostrzegałem..!

Ostrzegał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz