środa, 5 października 2016

6. Farmakon



Jak już wiecie, bardzo lubię czytać książki. Czytanie nie jest dla mnie po prostu rozrywką. Tekst jest dla mnie tym, co insulina dla cukrzyka. To życiowa konieczność. Gdyby ludzkość nie odkryła pisma, tacy jak ja nie mogliby funkcjonować. Platon mógł mieć rację, gdy mówił, że pismo to farmakon. Greckie farmakon jest dwuznaczne jak angielskie drug - to lek i trucizna w jednym. Pisał o tym Derrida, a Derrida wielkim postmodernistą był. Przed czytaniem zapoznaj się z treścią biografii, umieszczonej na okładce, bądź skonsultuj się z kierownikiem duchowym, gdyż każdy tekst niewłaściwie odczytany zagraża Twojemu zdrowiu i życiu!

Był dwunasty października, gdy zostałem zaciągnięty na moje pierwsze Wielbienie. Było to siedem dni po imieninach Faustyny (wspomnienie jej patronki obchodzimy piątego października). Dwa dni po tymże Wielbieniu poszedłem sobie do biblioteki. Był to czternasty października, Dzień Nauczyciela. Wybrałem sobie Króla Olch. Dziełko dość psychodeliczne, nie polecałbym go osobom niepełnoletnim i niedojrzałym psychoseksualnie. W każdym razie, jednym z głównych tematów tej historii jest młodzież szkolna. Główny bohater, zaburzony psychicznie mechanik samochodowy, skrzywiony w dzieciństwie przez jezuitów, trafia przypadkowo na front drugiej wojny światowej. W obozie jenieckim szybko wyrzeka się swego francuskiego pochodzenia i znajduje zatrudnienie u hitlerowców - najpierw jako zwykły służący, później jako młodszy specjalista do spraw rekrutacji w nazistowskiej szkole wojskowej. Jego zdolności w łapaniu polskich chłopców nadających się do germanizacji szybko stają się słynne w całym regionie. Pod koniec książki nasz bohater przechodzi przemianę wewnętrzną. Postanawia uratować żydowskie dziecko, porzucone przez nazistów w lesie podczas desperackiej próby przerzucenia więźniów z likwidowanych obozów koncentracyjnych na tereny chwilowo wolne od Armii Czerwonej. W Noc Paschalną jego szkoła zostaje zaatakowana przez Rosjan. Podczas gdy młodzi wychowankowie placówki giną pod ostrzałem wroga, Król Olch ucieka ze swoim podopiecznym na bagna. Obaj przepadają bez wieści.

Z taką właśnie historią w torbie, przechodziłem przez park. Na placu zabaw dostrzegłem znajomą twarz. Psalmista otwierał właśnie furtkę przed jakimś dzieciakiem. Dzieciak, tak jak Psalmista, miał rude, gęste włosy. Miał też parę kilo nadwagi i wyraźne piegi na całej twarzy. Oglądał świat przez śmiesznie grube szkła okularów w intensywnie niebieskich, gumowych oprawkach. Był on jednym z tych maluchów, po których z daleka widać, że są upośledzone. W tym przypadku chodziło o schorzenie, które z łatwością potrafiłby zdiagnozować dosłownie każdy człowiek w tym kraju.

Trisomia chromosomu dwudziestego pierwszego.

-   Nie wiedziałem, że po godzinach dorabiasz jako opiekunka do dzieci.
-   To tylko, jak mama idzie do lekarza. Jeszcze nie znacie się z Minionkiem?
-   Z Minionkiem? A myślałem, że to mnie rodzice skrzywdzili.
- Tak naprawdę nazywa się Michał. Ale ostatnio zwariował na punkcie tych stworków z bajki. Zresztą, wygląda jak one, no nie? I nawet mówi trochę jak one.
-   Nie mnie oceniać. Jestem za stary na bajki. A w dzieciństwie nie miałem telewizora.
-   Biedaczek! My z Minionkiem właśnie wracamy ze szkoły.
-   Ze szkoły...?
-   Tak. Downy też chodzą do szkoły.

Nagle dotarło do mnie, że popełniłem straszny nietakt.

Już na początku rozmowy postanowiłem, że w żaden sposób nie dam po sobie poznać, że dostrzegłem w bracie Dawida cokolwiek nienormalnego. Oczywiście, musiałbym być zupełnie ślepy, żeby się czegoś nie domyślić, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby opiekunowi nie zrobiło się przykro. To takie nietaktowne - mówić przy opiekunie nienormalnego dziecka  o jego nienormalności.

Cóż, nie wyszło.

-   Czy powinno się tak nazywać własnego braciszka?

Najlepszą obroną jest atak.

-   Czemu nie? Mam drugiego, całkiem normalnego, i mówię na niego jeszcze gorzej.
-   Masz dwóch braci?
-   I cztery siostry.
-   Czyli siódemka? Nieźle.
Gwoli ścisłości, ósemka. Byłaby dziesiątka, ale dwójka już nam zmarła. Poronienia.
-   Ty, dwóch braci, cztery siostry. Siódemka.
-   Jest jeszcze ósme.
-   Brat czy siostra?
-   W sumie to nie wiemy. To dopiero czwarty czy tam piąty tydzień.
-   Wasza mama jest w ciąży?
-   Zgadza się.
-   W dziesiątej ciąży?
-   No, wiesz. Nasi rodzice bardzo się kochają, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

Prawdę mówiąc, nie rozumiałem.

W moim świecie normą było jedno dziecko. A właściwie, brak dziecka. Rodzeństwa były w książkach fantasy. Tam funkcjonowała jeszcze instytucja brata czy siostry. W realnym świecie istniał tylko lęk przed wpadką, który jednak można było skutecznie wyleczyć opakowaniem prezerwatyw. A poważnie - w tamtym czasie naprawdę nie wyobrażałem sobie, że mógłbym kiedyś zostać ojcem. Po pierwsze, wychowywałem się tylko z matką. Nie miałem żadnego męskiego wzoru. Gdyby jakieś dziecko pojawiło się w moim życiu, w ogóle nie wiedziałbym, co powinienem robić z czymś takim. Po drugie, nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się ożenić. Generalnie preferowałem związki na dłużej niż jeden wieczór i jakoś nie czułem potrzeby posiadania więcej niż jednej partnerki naraz. Ale małżeństwo? Bądźmy dorośli. Związki są od tego, żeby się rozpadać. W naszych czasach obrączka już nie chroni kobiety przed losem samotnej matki. Moja matka nigdy jej nie zdjęła, chociaż mężatką była tylko na papierze. Jedyne rozwiązanie to żadnej nie dawać pierścionka - ani tym bardziej dziecka. Po trzecie - nie chciałem, żeby jakiś pryszczaty kościotrup dopadł mnie kiedyś w jakimś lunch barze. Coś takiego spotkało mojego ojca. Wiem z doświadczenia, że dla takiego pryszczatego kościotrupa to może być nawet moment pewnej satysfakcji. Ale to, że samemu było się kiedyś pryszczatym kościotrupem, czerpiącym satysfakcję z napadania na biednych dziennikarzy, to jeszcze nie znaczy, że trzeba od razu stwarzać kolejne istoty tego rodzaju. O nie, nie chciałem żadnych pryszczatych kościotrupów, żadnych synów. Tacy synowie mogą mieć jeszcze potem pretensje, że się ich w ogóle stwarzało. To bardzo stresujące, takie pretensje. Lepiej nie stwarzać.

-   Michaś i tak nie jest najmłodszy. Najstarszy jestem w ogóle ja. Potem Agnieszka, Karol, Ewka, Minionek, Anka, Ela, i teraz jeszcze to nowe.
-   Ile lat ma Minionek?
- Osiem.
-   I mówisz, że chodzi do szkoły?
-   Do pierwszej klasy. Szkoła specjalna. Chcesz zobaczyć, co już umie?

Psalmista nie czekał nawet na moją odpowiedź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz