niedziela, 4 listopada 2018

24. Wiadomo


A – Augustyn

J – Świadek Jehowy

D – Dawid

S - Samson



***



Każdy lubi przebywać wśród swoich.

           

            Filozofowie dialogu mogą sobie opowiadać, jak ważne dla odkrycia tożsamości Ja jest spotkanie z Radykalnie Innym Ty. Człowiek, który takie Radykalnie Inne Ty spotyka, zwykle czuje się po prostu Nie-Na-Miejscu. Poczucie Bycia-Nie-Na-Miejscu rzadko kiedy ma jakiś pozytywny wpływ na Ja – chyba, że za „pozytywny wpływ” uznamy wzrost wiedzy na temat tego, kogo i czego należy unikać. Spotkanie z Radykalnie Innym Ty ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy zaczyna się od spotkania z tym, co w Radykalnie Innym Ty jest Podobne do mojego Ja. Jeśli zaczynamy od Tego-Co-Różne, dotarcie do Tego-Co-Podobne może okazać się praktycznie niemożliwe. Dialog jest ważny – ale jak mamy dialogować z kimś, kto nie posługuje się żadnym ze znanych nam języków?

            Od połowy grudnia do połowy lutego w życiu Pana Heretyka prawie nic się nie zmieniło. Jak wiadomo, „prawie” robi wielką różnicę. Grudzień minął Panu Heretykowi w atmosferze pieśni adwentowych i zapalanych przed świtem świeczek. Jak już wspominałem, Pan Heretyk był człowiekiem honorowym i upartym. Nie pominął ani jednego dnia Rorat, chociaż jego Przyjaciółka w międzyczasie już zupełnie przestała się do niego odzywać. Wigilię Bożego Narodzenia spędził w Grobowcu, u Mamy. Mama Pana Heretyka wyjaśniła Panu Heretykowi, że od kilku lat organizuje w Grobowcu Wigilię dla swoich sześciu koleżanek, poznanych na terapii i w kółku kościelnym – w większości byłych żon alkoholików. Tradycji miało stać się zadość również i tego roku. Ponieważ w towarzystwie brakowało osób przed pięćdziesiątym rokiem życia i posiadających chromosom Y, Pan Heretyk z konieczności pełnił rolę rodzynka w makowcu.

Było mi po prostu głupio, gdy musiałem słuchać, jaki to ze mnie wspaniały, mądry, sympatyczny, zabawny, elokwentny, wybitny, wrażliwy, kulturalny młody człowiek. Mama, jak to mama, wmówiła całej wsi, że jej syn to geniusz w czystej postaci. Taki geniusz, oczywiście, nie może się marnować, gnijąc na wsi – środowiskiem właściwym dla rozwoju kogoś takiego jest Wielkie Miasto, gdzie żyją Ludzie na Poziomie. Wszystkie panie były zafascynowane możliwością spotkania prawdziwego dżentelmana – takiego po dwóch kierunkach studiów, czytającego książki w językach obcych, „śmigającego na telefonie”, w dodatku wegetarianina! Przez te osiem lat zdążyły zapomnieć o chudym, pryszczatym nastolatku, który mówił im „dzień dobry” przed kościołem. Zmusiły mnie, żebym – jako jedyny mężczyzna w towarzystwie - przeczytał fragment Ewangelii przed wieczerzą. Nie przeszkadzało im nawet to, że dżentelman z miasta pracuje dla magazynu o profilu lewicowym – w końcu, to chyba oczywiste, że młody intelektualista z miasta będzie pracował dla magazynu o profilu lewicowym. Gdy panie dowiedziały się, że rzadko piję alkohol i że podpisałem najnowszy projekt antyaborcyjny, raczyły wpaść w tak głęboki zachwyt nad zaletami mego charakteru, że już nic nie mogło ich z tego stanu wyprowadzić – ani moje przerwy na papierosa, ani moja przemowa na temat „Czy antykoncepcja jest takim samym złem, co aborcja, i dlaczego z pewnością nie”, ani nawet moje nieśmiałe prośby o zwolnienie mojej skromnej osoby z uczestnictwa w Pasterce.



Impreza skończyła się tym, że nie tylko poszedłem na Pasterkę, ale nawet zacząłem wątpić w godziwość stosowania takich zdobyczy cywilizacyjnych jak prezerwatywy.



- [A] A więc mówią Państwo, że znają przepis na szczęście rodzinne?

- [J] Jehowa przekazał nam wszystko, czego potrzebujemy. Zachęcamy do czytania „Strażnicy” – aktualny numer poświęcony jest właśnie rodzinie. Można też poprosić o całkowicie darmowe studium biblijne - ktoś ze Świadków przyjdzie do pana do domu!

- [A] Cudownie! Mnie jednak interesuje ta sprawa rodziny. Słyszałem, że jeśli ktoś u was, u Świadków, nieopatrznie przyjmie chrzest, na przykład w wieku jedenastu czy trzynastu lat, to jeśli kiedyś potem, na przykład w wieku dziewiętnastu lat, odejdzie od Jehowy, wtedy rodzina i wszyscy znajomi zrywają z tą osobą kontakt. Czy na tym właśnie polega szczęście?

- [J] Szczęście to służba Jehowie. Oczywiście, jeśli dziecko jest niepełnoletnie, nikt nie wyrzuci go z domu. Dla każdego Świadka chrzest jest czymś bardzo ważnym. Nie chrzcimy niemowląt, a jedynie osoby, które świadomie dokonały wyboru, że chcą służyć Jehowie. Każdy Świadek wie, co to oznacza. U Świadków nikt nie przyjmuje chrztu „nieopatrznie”.

- [A] Słyszałem o przypadku dziewczyny, która odeszła od Świadków u progu pełnoletności. Ojciec zawiózł ją do miasta na drugim końcu kraju, gdzie miała już wynajęte wcześniej mieszkanie, i na tym swoją karierę rodzicielską zakończył. Dziewczyna utrzymuje jeszcze kontakt z dziadkami, którzy Świadkami nie są. Nie wydaje się pani, że to trochę słabe – ze środowiska zamkniętego jak oddział psychiatryczny trafić nagle do obcego miasta, gdzie nikogo się nie zna? Wybaczy pani, ale na szczęście to mi nie wygląda. Już prędzej na Armagedon.

- [J] Ci, którzy odchodzą od Jehowy, powinni znać tego konsekwencje. Wielu byłych Świadków wraca po tym, jak zostali wykluczeni. Mówią potem, że było to coś, czego wtedy potrzebowali, by przemyśleć swoje życie. Oni wiedzą, że Świat niczego dobrego nie oferuje, że się pogubili. Nie jest też tak, że wykluczeni są pozostawieni sami sobie. Mamy specjalne publikacje dla byłych Świadków – na temat tego, jak ważny jest powrót do Jehowy. Często też byli Świadkowie, widząc na ulicy wózki z publikacjami, podchodzą do nas. Pytają o najnowszy numer „Strażnicy” – nawet po odejściu starają się być na bieżąco. Możemy rozmawiać na temat powrotu do Jehowy, możemy kontaktować się w sprawach zawodowych – jeśli z osobą wykluczoną łączy nas miejsce pracy. Jeśli od Jehowy odchodzi współmałżonek lub niepełnoletnie dziecko, wtedy zmuszeni jesteśmy mieszkać pod jednym dachem – prawo Jehowy zabrania rozbijania małżeństwa. Wykluczenie jest jednak zasadą biblijną i jak najbardziej jest stosowane. Nie powinniśmy utrzymywać relacji z tymi, którzy zdradzili Jehowę i wybrali Świat. To jest też zagrożenie dla nas. Takie osoby mogą mieć na nas wpływ. Skoro wiem, że ta i ta osoba nie żyje według zasad, to czemu miałabym chcieć kontaktować się z taką osobą? Czy nie lepiej porozmawiać z kimś, kto mnie umocni na dobrej drodze? W Biblii jest napisane, żeby z takimi, którzy odeszli od Jehowy, nawet nie siadać do wspólnego stołu – mogę podać fragment…

- [A] Wydaje mi się, że wiem, o który fragment chodzi, dziękuję… A czy nie pomyślała pani, że takiej osobie wykluczonej będzie po prostu przykro?

- [J] Przykro?... No tak, ale czy i mnie nie jest przykro, że ta osoba nie żyje według zasad? Kiedyś byłam katoliczką. W katolickim kościele podczas Mszy siedzą obok siebie zupełnie obcy ludzie. Skąd mam wiedzieć w takiej sytuacji, kim jest ten, komu podaję rękę? Czy ta osoba żyje takimi samymi zasadami, co i ja, czy też może jest to ktoś, kto sobie z tych zasad żartuje? U Świadków jest inaczej – dobrze wiem, że wszyscy służymy Jehowie, że wszyscy postępujemy według tego, co głosi Biblia.

- [A] Przynajmniej wiadomo, kto.

- [J] Dokładnie tak! Nie tak, jak u katolików. Jest pan zainteresowany studiowaniem Biblii?...



hymmm.

What Would Levi Do?

Well, he would not clap…



Pan Heretyk lubił włóczyć się po mieście. Najlepiej z kubkiem kawy. Potrafił godzinami łazić i udawać, że jest bardzo zajęty. Mógł obserwować ludzi. Mógł się czuć bezpiecznie. Nawet, jeśli ktoś będzie coś od niego chciał, nie straci kontroli nad sytuacją. Przecież nikt z tych ludzi go nie zna. Może powiedzieć wszystko. Może być każdym. Nie musi się angażować. Po co miałby się angażować? Nie widać, że trzyma w ręce kubek z kawą – że jest zajęty?

Na ulicach stoją dziś nie tylko pikietujący obrońcy życia i zwolennicy wyboru. Ze swoimi stojakami, zawierającymi publikacje przyjazne Jehowie, stoją także Świadkowie. Chwilami Pan Heretyk zastanawiał się, po co im to wszystko. Społeczeństwo ma przecież świadomość, kto stoi za tymi stojakami - mianowicie sprytni i wygadani maniacy biblijni. Maniacy, którzy potrafią tak obracać Biblią, że w końcu wychodzi im coś zupełnie różnego od kazań księdza proboszcza czy opowieści zasłyszanych na katechezie. Większość społeczeństwa omijała te stojaki szerokim łukiem. Większość społeczeństwa nie lubi dyskutować i nie jest zainteresowana Biblią – a już na pewno nie na tyle, żeby to czytać.

Chwilami Pan Heretyk szczerze tym ludziom współczuł, chociaż oni zwykle wyglądali na całkiem zadowolonych brakiem zainteresowania ze strony reszty Świata. Po co komu Świat, skoro można stać sobie na ulicy z czymś do picia i prowadzić wielogodzinne rozmowy w obrębie swojej małej, stojakowej zmiany?

Po Wigilii w Grobowcu i Pasterce zrobił sobie przerwę od Kościoła. Przez prawie trzy miesiące nie kontaktował się z nikim z Indeksu. Co do relacji Pana Heretyka z jego Mamą, faktycznie nastąpiła duża zmiana. Przez te kilka tygodni był u niej praktycznie w każdy weekend. Poza tym, wrócił do swojego dawnego, samotniczego trybu życia – i musiał przyznać, że było mu z tym całkiem dobrze.



Okres zwykły ma jednak to do siebie, że w końcu się kończy.



- [D] Hej! Dawno cię nie było.

- [A] Kto powiedział, że jestem?

- [S] Negowanie własnego istnienia – to jakaś nowa moda wśród heretyków?

- [A] W tym miejscu, na tej ulicy, byłem już dzisiaj rano, czyli całkiem niedawno. Ten sklep mijałem wczoraj co najmniej trzy razy. Koledze chodziło jednak o coś innego – mianowicie o to, że dawno nie odwiedzałem Indeksu ani tej Bazyliki. Ucieszył się na mój widok, a więc uznał, że moja obecność w tym miejscu, w tym czasie oznacza odwiedziny w waszym kościele. Ale przecież spotkaliśmy się przypadkiem. Kolega nie może wiedzieć, czy planowałem dzisiaj jakieś odwiedziny, czy też może mam zupełnie inne plany.

- [D] Dobra, dobra. Mamy pięć minut do Eucharystii. Masz już swoje postanowienia na Wielki Post? Fajnie jest mieć jakieś postanowienia już podczas posypywania głów popiołem. Wiesz, to jest wtedy takie rozesłanie, takie potwierdzenie. Błogosławieństwo.

- [S] Ale jak nic nie masz, to bez stresu. Do Triduum jeszcze mnóstwo czasu. Każdy zdąży coś tam ze sobą zrobić.

- [A] To, że mamy dzisiaj środę, a nie wtorek czy sobotę, jeszcze nie oznacza, że trzeba coś ze sobą robić. Kto powiedział, że ja chcę coś ze sobą zrobić?
- [D] Dobra, dobra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz