wtorek, 3 kwietnia 2018

17. Zakład

A - Augustyn
T - Tina
G - Gracja

***

W dzisiejszych czasach dużo mówi się o przemocy, jakiej mężczyźni dopuszczają się na kobietach, natomiast milczy się na temat przemocy, jakiej kobiety dopuszczają się względem mężczyzn. Współczesna socjologia przyjmuje, że istotą bycia dziewczyną jest bycie ofiarą dyskryminacji, w związku z czym w sytuacji przemocowej rola sprawcy i winnego może przypaść wyłącznie chłopakowi. Podejście znacznie bardziej równościowe znaleźć możemy u autorów biblijnych, konkretnie - starotestamentalnych. W Starym Testamencie sprawcami przemocy są zarówno osoby płci męskiej, jak i żeńskiej. Kobiety starotestamentalne, na równi z mężczyznami, korzystają z kradzieży (Rachela), oszustwa (Rebeka), zdrady (Rachab) czy kłamstwa (wszystkie wymienione). Starożytne feministki opracowały szereg oryginalnych, nieznanych płci brzydkiej technik walki. Upijały swoje ofiary, by nieprzytomnych doprowadzić do współżycia (córki Lota), a zupełnie nieprzytomnych - do utraty życia (Judyta). Nie zawsze zresztą potrzebowały alkoholu - wiedziały dobrze, że mężczyzna robi się senny także po mleku (Jael), a nawet po zwykłej kolacji (Rut). W negocjacjach, zarówno na poziomie rodzinnym, jak i państwowym, potrafiły zrobić użytek ze swej urody (Judyta), fizjologii (Rachela), zajmowanego stanowiska (Estera), a nawet z pracy swoich dzieci (Lea). 
Co do planowania rodziny, musimy pamiętać, że w starożytności kariera była oparta na wielodzietności. Ówczesnym biznesmenkom i biznesmenom zależało przede wszystkim na utrzymaniu wysokiego tempa wzrostu liczebności swoich potomków. Mężczyźni zakładali przedsiębiorstwa rodzinne, w których zatrudniali jedną lub więcej specjalistek do spraw potomstwa. Kobieta marząca o stanowisku głównego specjalisty w danym przedsiębiorstwie musiała dbać o wyniki prowadzonego przez siebie biura prokreacyjnego. Przeciętne prowadziły biura jednoosobowe, natomiast te z wyższej półki zatrudniały żony-surogatki. Zadaniem żony-surogatki było podnoszenie wyników biura pani-żony, tak by biuro pani-żony swoimi wynikami całkowicie pogrążyło konkurencję. Obowiązkiem dobrego męża było natomiast dbanie o to, by żadne biuro, podlegające pod jego przedsiębiorstwo, nie było zaniedbane prokreacyjnie. Jeśli mężczyzna nie wypełnił swego zadania przed śmiercią, narażając podległe mu biura na straty, obowiązek przejęcia przedsiębiorstwa spadał na jego braci. Sprawy o zaniedbanie prokreacyjne traktowano bardzo poważnie. Doszło do tego, że w prawie żydowskim pojawił się bezprecedensowy i niezwykle niebezpieczny (z punktu widzenia przedsiębiorców) kazus Tamar vs Juda. Kobieta zaniedbana prokreacyjnie przez męża i jego braci zdecydowała się domagać swych praw od ich ojca. Sprawę wygrała.

Na przełomie listopada i grudnia zaczyna się robić naprawdę zimno. 
Zwłaszcza o piątej rano. 

- [A] Widzisz? Wstałem o piątej, nawet za pięć piąta. Zdążyłem na autobus. Wasze roraty rozpoczną się dopiero za kwadrans, a ja już jestem na miejscu. Nie jestem leniem.
- [T] Pierwszego dnia każdy potrafi być przed czasem. Poczekaj do czwartego tygodnia, wtedy pogadamy. 
- [G] A ja w zeszłym roku wstałam na wszystkie!
- [T] Tak, kochanie. Zawsze byłaś bardzo sumienną dziewczynką. 
- [G] Najsumienniejszą na całym świecie!
- [T] Zgadza się, kochanie.
- [G] I zawsze pamiętam o świeczce.

O czym?
O kurde.

W starej parafii Pana Heretyka nikt nie pozwoliłby dziecku trzymać zapalonej świeczki w ręce podczas Mszy Świętej. Uczniowie szkoły podstawowej przychodzili na Roraty z tanimi lampionami, które składało się z materiałów dołączonych do religijnej gazetki. W religijnej gazetce znajdował się zawsze jakiś gadżet na dany okres liturgiczny. Był w niej też kącik korespondencyjny dla dzieci, które chciały pisać listy z kimś z innego miasta (mowa o czasach, w których internet nie był jeszcze bardziej popularny od powietrza), a ponadto obszerny dział dla przyszłych kandydatów na ołtarze. 
Z artykułów zamieszczanych w tymże pisemku można było dowiedzieć się, że wierzące dziecko każdą zabawkę oddaje innym (bo przecież i tak spędza czas wyłącznie na nauce, modlitwie, opiece nad młodszymi i myciu naczyń), nigdy nie chodzi na imprezy urodzinowe (bo są organizowane w piątki), nie je słodyczy ani chipsów (bo takie rzeczy jedzą tylko złe, chciwe i głupie dzieci, które nigdy się nie dzielą i mają zepsute zęby), nie ściąga na klasówkach (bo przecież najbardziej się cieszy, kiedy może przyznać się do jedynki i przyjąć karę od rodziców), telewizora unika jak ognia (bo przecież w bajkach to tylko przemoc i wulgaryzmy, w najlepszym wypadku), zadania domowe odrabia w tym samym dniu, w którym zostały zadane (a nie w dniu, w którym powinny zostać oddane), a w ogóle to jest radosne i posłuszne. 
Mały Augustyn, jak się domyślacie, unikał prasy tego rodzaju. Wiedział, że swoich zabawek - książek, które dostał na gwiazdkę i urodziny - nie odda za nic w świecie, chyba że swojej przyjaciółce (a i to wyłącznie na przechowanie). Na imprezy nie chodził, bo nikt go nie zapraszał. Nie jadał chipsów, bo nie dostawał kieszonkowego, za które mógłby je sobie kupić w czasie dużej przerwy. Nie głodował - po prostu ustalono, że w czasie lekcji będzie się zadowalał kanapkami od mamy oraz obiadem w stołówce, sfinansowanym z budżetu gminy, w związku z czym nie będzie potrzeby dawania mu kieszonkowego. Nigdy nie miał problemów z nauką, dlatego prawie nie ściągał. Nie znaczy to, że ściągać nie umiał. Mały Augustyn był przekonany, że w sztuce oszukiwania nauczycieli przewyższa swoich kolegów-amatorów co najmniej o pięć poziomów. To, że rzadko korzystał ze swych zdolności, potwierdzało jedynie jego mistrzostwo. Co do telewizora, cóż, nigdy nie znalazł się na liście sprzętów, które jego mama uważała za warte nabycia. 

- [G] A ty, gdzie masz świeczkę? Musisz mieć świeczkę!

Wspominałem o bezczelnych dzieciach?

- [A] Nikt mi nie mówił, że mam zabrać świeczkę.
- [G] Na Roraty zawsze trzeba mieć świeczkę! Jak nie będziesz miał świeczki, będziesz miał ciemno.
- [A] Ciemno jest tylko na początku. Spokojnie. Ksiądz zaśpiewa Chwała na wysokości i ktoś przypomni sobie o istnieniu elektryczności. 
- [T] Nie chcę cię dobijać, ale to Roraty w stylu, nazwijmy to, klasycznym. 
- [A] Po łacinie? 
- [T] Po łacinie jest tylko Rorate caeli na wejście, Sanctus i Agnus Dei. "Klasycznie" znaczy "po ciemku". Przy świecach.
- [A] W naszej starej parafii na Chwała włączali światło. 
- [T] W naszej starej parafii robili Roraty w czasie dobranocki. A to są klasyczne Roraty. Prawdziwe Roraty. Przed świtem i po ciemku.
- [A] Spoko. Dam sobie radę bez świeczki. Usiądę sobie za jakimś filarem i pośpię. Nie muszę nic widzieć - i tak nie idę do Komunii. 
- [G] Nie martw się. Pójdę pierwsza, a potem wrócę i pożyczę ci świeczkę. Będziesz widział i będziesz mógł pójść!

Gracja najwyraźniej jeszcze nie słyszała o pannach roztropnych i nieroztropnych. 

- [T] Kochanie, co w zeszłym roku mówił ojciec Janusz o podchodzeniu do Komunii ze świeczką?
- [G] Że można podpalić księdza. 
- [T] Dokładnie. A my nie chcemy podpalić księdza, prawda? Zgasimy świeczki, zanim staniemy w kolejce. Słonko będzie już wschodzić i nie będziemy potrzebowały ognia.

Pan Heretyk nigdy nie zastanawiał się szczególnie nad liturgicznym BHP. Nawet wtedy, gdy jeszcze zdarzało mu się w Liturgii uczestniczyć. Nigdy zresztą nie miał żadnego szczególnego powodu, by zajmować się takimi rzeczami. Nie był nawet ministrantem. W jego parafii nie było zwyczaju, żeby wierni przychodzili do kościoła ze świecami. Ksiądz miał zadbać o przyzwoite oświetlenie i już.
Gdy weszli do Bazyliki, wszystkie lampy były jeszcze włączone. Było cicho i pusto. W prawej kaplicy jakaś grupa hardcorów kończyła śpiewać Godzinki. Skoro kończyła, to znaczy, że musiała zacząć równo o szóstej rano - pół godziny przed właściwymi Roratami. Pan Heretyk mógł przekonać się, że hardcorowcy byli nie tylko punktualni, ale także sprytni. Część ławek z przodu i rozłożonych krzesełek była zajęta przez torebki, świece, lampiony, czapki, rękawiczki i paczki chusteczek higienicznych. 
Chusteczki higieniczne to gadżet, bez którego nie może się obejść żaden roratowicz. Pomagają nie tylko walczyć z objawami osłabienia organizmu, które muszą się pojawić przy wstawaniu przed świtem zimą, ale także zabezpieczają roratowicza przed stopionym woskiem. Gdyby świece były gaszone na Chwała, nie byłoby czym się przejmować. Do tego momentu tylko niewielka ilość wosku ulega stopieniu - zwykle zbyt mała, by zaczął spływać. Problem zaczyna się najczęściej gdzieś w połowie kazania. Przy Agnus Dei sytuacja potrafi zrobić się naprawdę dramatyczna. Wtedy najłatwiej o zachlapanie butów, płaszcza i plecaka jakiegoś mniej uważnego brata w wierze.
Tina wyjaśniła Heretykowi, że najbezpieczniej jest trzymać świeczkę przez chusteczkę zawiniętą u dołu. Jeśli zawiniemy ją na środku, stopiony wosk może sprawić, że fragmenty chusteczki się przykleją. Jeśli takiego przyklejonego fragmentu nie zdrapiemy, na kolejnych Roratach ogień do niego dotrze, zapali go i zrobi drugi knot. Knot tego rodzaju jest potencjalnie niebezpieczny - daje wysoki płomień i potrafi odpaść po minucie czy dwóch. Tina nigdy nie była świadkiem naprawdę niebezpiecznego zdarzenia na Roratach, ale gdy zaczynała swoją przygodę z grudniowym wstawaniem, płonące knoty z przyklejonej chusteczki zdarzały się jej często i wracały jak plaga. Przerażające za każdym razem. 

Dlatego należy trzymać chusteczkę zawiniętą u dołu. 

Gdy hardcorowcy zaczęli zajmować swoje miejsca, uświadomiłem sobie, że moja przyjaciółka zniknęła gdzieś ze swoją córeczką. Przez chwilę było nawet zabawnie. W końcu zgasło światło. W Bazylice zaczęli gromadzić się ludzie. Schola postanowiła się rozłożyć. Jeszcze więcej ludzi. Teraz zgasło także to światło, o którym zapomnieli hardcorowcy, gdy wychodzili z kaplicy, a które dotychczas uciekało do Bazyliki przez niedomknięte drzwi. Kolejni ludzie. Musiałem wyjaśnić trzem niezidentyfikowanym osobom pod rząd, że nie mogą usiąść obok mnie na jedynych wolnych krzesełkach, ponieważ są one zajęte przez powietrze. Lampka w prezbiterium, informująca o Jego obecności, a do tego kilka gazetkowych lampionów, które przybyły z dzieciakami już zapalone. Żadnego innego światła. 

A więc dalej sprzedają te pisemka. Dalej sklejają te papierowe domki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz