poniedziałek, 8 stycznia 2018

15. Skojarzenia

A- Augustyn
O - Ojciec
T - Tina
G - Gracja

***

Pan Heretyk nie miał szczególnie dobrych relacji ze swoim ojcem.
Ale się rozumieli.

Młody Augustyn bardzo szybko zapragnął stać się osobą samodzielną. Z kolei tata młodego Augustyna nie chciał, by przypominano mu zbyt często, że ma syna. Stworzyli układ, który wychodził na przeciw potrzebom ich obu.

Nie mieszkali razem. Pan Heretyk odwiedzał tatę w jego mieszkaniu średnio raz w miesiącu. Oczywiście, gdy był w szkole średniej, zdarzało mu się to częściej. Spotykali się wtedy co drugi dzień, na obiedzie. Ponadto, młody Augustyn nocował u ojca w każdy weekend. Źle by było, gdyby nieodpowiednie osoby dowiedziały się, że niepełnoletni jeszcze licealista mieszka sam (choć w mieszkaniu oficjalnie wynajętym przez swojego ojca). Byłoby jeszcze gorzej, gdyby wyszło, że tenże licealista nie ma praktycznie żadnego kontaktu ani z rodzicami, ani z żadnymi innymi opiekunami. Za coś takiego można trafić do domu dziecka nawet na dwa lata. Na szczęście, młody Augustyn nigdy nie opuszczał zajęć w szkole, na które przychodził zawsze przygotowany i zawsze w świeżo wypranych ciuchach. Ponadto, jego ojciec brał udział we wszystkich zebraniach rodziców i opłacał wszystkie wycieczki. Dbał też, by młody Augustyn miał zawsze opłacone mieszkanie, doładowany telefon i odpowiednią sumę pieniędzy na pokrycie codziennych wydatków. Takie zabezpieczenie wystarczyło, by uniknąć podejrzeń wychowawcy. Potem zaczęły się studia. Pan Heretyk dalej potrzebował wsparcia finansowego do prowadzenia swej samodzielnej egzystencji, ale nie trzeba było już martwić się nieodpowiednimi osobami oraz ich poglądami na wychowanie. Ojciec zaprosił go do praktyki, a następnie do pracy w jego redakcji. Czasem spotykali się na obiedzie, na korytarzu lub w tramwaju. Ponadto, Pan Heretyk odwiedzał ojca w jego mieszkaniu średnio raz w miesiącu.

Układ idealny.

- [O] Ja tam wyrzucam takie rzeczy od razu na mieście. Wkurzają mnie tacy ludzie.
- [A] Jacy?
- [O] No, ci wszyscy na ulicach, co próbują ci wcisnąć jakieś papiery. Każdy coś chce. Maturzyści z kuponami do fast-foodów to pół biedy. Ostatnio na ulice wyszły te oszołomy od aborcji. Dawniej wychodziły na wiosnę. W tym roku się nie pojawiły, to człowiek miał nadzieję, że już dali se siana. Ale nie! Teraz jeszcze wymyślili te megafony! Zresztą widzę, że ciebie też napadli. To ich ulotki. Jak mówię, ja takie śmiecie to od razu wywalam.

Tata Heretyka zwykle nie odwiedzał go w jego mieszkaniu.
Zdarzało się to jednak od czasu do czasu.
Na przykład raz w roku.

- [A] To materiały mojej przyjaciółki. Jest zaangażowana w ruch obrony życia. Była wczoraj u mnie i zapomniała o nich.
- [O] Proszę! Już się bałem, że po tej ostatniej to już całkiem się zraziłeś. No! Ale czekaj, ona musi być z tego całego kościółkowego towarzystwa, nie? Uważaj! Jedna już chciała cię zaciągnąć przed ołtarz!
- [A] Tina jest moją przyjaciółką. Tylko. Jeszcze z podstawówki. Nie jesteśmy parą.
- [O] Ja bym tam uważał. W ogóle na twoim miejscu nie szukałbym partnerki na kółku różańcowym. Mniejsza, jakie tam lubisz. U takiej po prostu nie masz co liczyć na coś więcej. Jeśli liczysz na coś więcej, lepiej zmień adres.

Pan Heretyk, nawet jako młody Augustyn, nie rozmawiał o tym ze swoim tatą. Ale podejrzewał, że tenże musi mieć poważne zranienia, gdy chodzi o kontakty z kobietami wyznania katolickiego. Miał w stosunku do nich ewidentne uprzedzenia, których nic nie mogło zmienić. Pan Heretyk przypuszczał, że było to związane z traumą po rozstaniu się z żoną - kobietą wyznania bardzo katolickiego.

Co do przyjaciółki Pana Heretyka, faktycznie odwiedziła go dzień wcześniej. Z córką, oczywiście. Był to piątek. Przygotował dla nich koftę indyjską. Kofta indyjska, przynajmniej według jednego z internetowych przepisów, to pulpety z twarogu i ziemniaków, z odpowiednimi przyprawami i innymi bezmięsnymi dodatkami, podawane z ryżem i sosem pomidorowym. Konserwatywna część waszego JA zapyta pewnie, jak to możliwe, że to facet gotuje. Jak wspominałem, Pan Heretyk już jako młody Augustyn zaczął pracować nad prowadzeniem swej samodzielnej egzystencji. Elementem tegoż były pierwsze próby samodzielnego prania i sprzątania, a później gotowania. Wspominałem też, że Pan Heretyk był wegetarianinem. Przyjaciółka Pana Heretyka była wegetarianką piątkową - gwoli ścisłości, bardziej piątkową niż wegetarianką, ponieważ w każdy wegetariański piątek jadła ryby. Pan Heretyk, jak na porządnego wegetarianina przystało, postanowił udowodnić swojej przyjaciółce, że można przygotować dobry obiad bez pozbawiania życia nawet jednej istoty czującej.

- [A] Czytała pani ostatnio coś godnego polecenia?
- [G] Mi się bardzo podobała "Matylda".
- [A] A o czym to?
- [G] O dziewczynce, która umie czarować i ma głupich rodziców.
- [A] Bardzo katolickie.
- [G] Ale ta dziewczynka nie chodzi do kościoła!
- [A] Co też pani mówi!
- [G] No. W "Moście do Terabithii" dziewczynka też nie chodzi do kościoła, ale przynajmniej raz poszła. Miała też fajnych rodziców. Chociaż może też głupich.
- [A] Bo nie chodzili do kościoła?
- [G] Bo nie mieli telewizora.
- [A] To chyba mądrze? Telewizor to zło.
- [G] No, ale jakby mieli telewizor, to ona by nie miała takiej wyobraźni. A jakby nie miała wyobraźni, to by ją lubili w szkole. A jakby ją lubili w szkole, to ona by nie chodziła do lasu. A jakby nie chodziła do lasu, to by nie huśtała się na tamtej linie nad rzeką. A jakby nie huśtała się nad rzeką...

Kto by pomyślał, że jakaś kupa złomu może uratować czyjeś życie.

- [A] A pani? Czytała pani ostatnio coś ciekawego?
- [T] "Ciekawe" to niewłaściwe słowo...
- [A] Rozumiem. A poza Pismem Świętym?
- [T] Nie to miałam na myśli.
- [A] Poza Katechizmem...?
- [T] Gdyby pan wiedział, co właśnie czytam, nie byłby pan w nastroju do żartów.
- [A] Cóż to? Może zgadnę?
- [T] Lubi pan zagadki?
- [A] Uwielbiam.
- [T] A więc dobrze. Chodzi o pewnego psychologa. W sumie psychiatrę. A w sumie to filozofa. Austriak żydowskiego pochodzenia, z Wiednia.
- [A] Z nazwiskiem na literę "F"?
- [T] Dobry jesteś! Podpowiem jeszcze, że jego imię zaczyna się na "V".

Pan Heretyk kombinował jak mógł.
Ale "Zygmunt" za Chiny konfucjańskie nie chciał zaczynać się na "V".
Nawet po niemiecku.

Przyjaciółka Pana Heretyka wyjaśniła mu, że od początku miała na myśli Victora Frankla.  Zagadka miała, oczywiście, rozpętać grę skojarzeń i naprowadzić Pana Heretyka na Zygmunta Freuda. Ale chodziło o Victora Frankla. Victor Frankl, znany ze swojej koncepcji terapii sensem, był dla młodej pani psycholog prawdziwym guru. Zmarł w opinii mądrości w wieku 92 lat. Trzy lata z tych 92 przeżył w obozie koncentracyjnym. Przed wywiezieniem do Auschwitz udało mu się załatwić sobie wizę do Ameryki. Był wtedy młodym, obiecującym lekarzem. Miał żonę i dziecko - gotowy rękopis książki. Swojej przepustki do świata bez komór gazowych, ze względu na czwarte przykazanie, nie odebrał.

- [T] Jego najsłynniejszy tekst to oczywiście "Człowiek w poszukiwaniu sensu". Ale "Homo patiens" robi nawet większe wrażenie! Posłuchaj tego.  

"Mówiliśmy już o kimś, kto w obozie koncentracyjnym utracił rękopis swej książki. Z początku nie mógł pogodzić się z myślą, że umrze, zanim zdoła książkę swą wydać. [...] Ale cóż uczynił ten konkretny człowiek w tej konkretnej sytuacji? Zapewne zapytał siebie: co by to było za życie, którego sens zależałby tylko od napisania i wydania książki?"

Tym "kimś w obozie" był sam Victor.

- [A] Wszystko pięknie. Ale, co by nie mówić, on swoją książkę w końcu wydał. Wiesz, nie każdemu udaje się wydać książkę przed śmiercią.
- [T] Stąd sprzeciw Frankla wobec koncepcji antropologicznych typu "homo faber" czy "homo sapiens". Jego propozycja to "homo patiens", człowiek cierpiący. Nie praca, nie myślenie, ale właśnie cierpienie robi z człowieka prawdziwego człowieka.
- [A] Jeden filozof umierał na raka i napisał "nie uszlachetnia".
- [T] Tu chodzi o postawę. O postawę wobec tego, czego zmienić nie mogę. Nie szukam cierpienia. Nie uciekam od niego. Ja nadaję mu sens. Jestem w obozie. Tu z definicji nic nie ma sensu. Ale mogę przepisywać w swojej głowie rękopis, który mi skradziono. Mogę prowadzić rozmowy z ukochaną osobą. Przecież łączy nas coś, co jest ponad śmiercią. Mogę się załamać,  odmówić opuszczenia baraku, wypalić ostatniego zachowanego w tajemnicy papierosa i następnego dnia umrzeć na tyfus. Mogę rzucić się na druty. Mogę też nadać temu wszystkiemu sens, czyli logos. A wtedy może okaże się, że dzięki temu logosowi uda mi się przetrwać i wydać książkę. Nie zapominaj, że Victor był lekarzem. Celem lekarza, w każdych warunkach, jest zdrowie.
- [A] Czytasz to ze ściągi?
- [T] Jakiej ściągi?
- [A] Tej na twojej dłoni.
- [T] To nie ściąga. To tatuaż.
- [A] Poważnie?
- [T] Jak najbardziej. To cytat z Frankla. "Pati aude", znaczy "odważ się cierpieć".
- [A] Czy katolikom wolno tatuować sobie na rękach sentencje cadyków?
- [T] My body, my choice!