A - Augustyn
Peccavimus…
Et facti sumus
Tamquam immundus nos
Et cecidimus…
Quasi folium universi!...
Pan Heretyk był człowiekiem
konsekwentnym. Jeśli postanowił sobie, że przez cały miesiąc będzie wstawał o
piątej rano, to po prostu wstawał o piątej rano przez cały miesiąc. Nikt i nic
nie mogło zmienić jego postanowienia. Nawet to, że jego Przyjaciółka nagle
przestała przychodzić na Roraty.
Et iniquitates
nostrae
Quasi ventus
abstulerunt nos!...
Nie usunęła go ze znajomych. Nie
zablokowała też wiadomości przychodzących z jego konta. Otrzymywał
powiadomienie za każdym razem, gdy którąś otworzyła. Z datą i godziną
odebrania. Podejrzewał jednak, że wcale ich nie czytała. Gdyby przeczytała
chociaż jedną, musiałaby odpowiedzieć na wszystkie.
Abscondisti
faciem Tuam
A nobis…
Et allisisti
nos
In manu
iniquitatis nostrae...!
Nastrój w ostatnim tomie Podzielonych jest szczególnie ciężki. Autor
praktycznie zrezygnował z przeplatania co bardziej makabrycznych fragmentów
żartami czy wątkami miłosnymi dla obniżenia napięcia. Po makabrze następuje
tylko jeszcze większa makabra. Jeśli chodzi o romantyzm, to został on generalnie
ograniczony do pożegnania, straty i tęsknoty – chociaż oczywiście pod koniec para
głównych bohaterów cudownie zmartwychwstaje. Fragmenty niemakabryczne nie mają
już atmosfery przygody, jak we wcześniejszych tomach, ale powagi, należnej
momentowi refleksji nad stanem cywilizacji zachodniej gdzieś pod koniec XXI
wieku.
Im
bliżej
zakończenia, tym więcej nostalgii, a jednocześnie pokoju w sercach bohaterów. Chociaż
Lev trafia na OIOM z ciężkimi ranami postrzałowymi, a Connor zostaje rozłożony
na części przez rekina przeszczepowego biznesu, to jednak nikt nie popada w
rozpacz ani nie ogłasza końca świata. Wręcz przeciwnie. Najgorsze w końcu
dopadło naszych bohaterów. Wreszcie można mieć jakąś nadzieję na przyszłość.
Zakończenie
nie jest może cudownym happy endem. Każdy z bohaterów został naznaczony przez
lata niepewnej walki. Każdy stracił coś bezpowrotnie. A jednak wysiłki ludzi
dobrej woli opłaciły się. Coś się zmieniło. Rodzicie dzieci w każdym wieku –
zarówno ci, którzy już kiedyś podpisali zlecenie podzielenia własnego dziecka,
jak i ci, którym zawsze się wydawało, że ten problem ich nie dotyczy – zaczęli
zadawać sobie pytanie.
Co myśmy zrobili?
Pytanie
to zadają sobie także rodzice Connora, słynnego uciekiniera i legendarnego przywódcy
uciekinierów, przyjaciela Leviego Caldera. Jak już wspominałem, w czwartym
tomie Connor wpada w łapy szalonego łowcy narządów – tego samego, przed którym
ratował go Levi w tomie drugim. Chłopak zostaje podzielony i wystawiony na
czarnym rynku. Przyjaciele dowiadują się o tym. Postanawiają kupić podzielone
ciało chłopaka i zlecić jego scalenie najlepszym specjalistom, jakich uda im
się znaleźć.
Operacja się udaje.
Co miałaby się nie udać.
Nauka poszła do przodu, nie?
A poza tym, Connor ma dziewczynę.
Musi przeżyć, skoro ma dziewczynę.
Logiczne.
Rodzice
Connora, oczywiście, nic o tym wszystkim nie wiedzą. Mają świadomość, że ich
syn jest oskarżony o kilka ataków terrorystycznych na ośrodki donacyjne (tak - chodzi
o te ataki, których nie zorganizował) i że szuka go policja. Że jest legendą,
tak jak ten jego popieprzony kumpel, Levi Calder. Że prawdopodobnie nigdy go
nie zobaczą.
Wiem
doskonale, że zdań nie zaczynamy od „że”.
To dla efektu.
Just sayin’.
Rodzice
Connora wybierają się na wielką manifestację przeciwko oddawaniu dzieci na
organy. Widzą, jak ich syn wchodzi na scenę o lasce (operacja scalenia całego
ciała to nie wyrwanie zęba) i jak ogłasza początek końca ery podzielenia.
W końcu tłum ich rozpoznaje.
To oni!
Rodzice TEGO Connora!
Rozczłonkowywacze!
Państwo
Lassiter prawdopodobnie zostaliby rozczłonkowani przez manifestantów, gdyby ich
syn nie zleciał w porę ze sceny i nie rzucił im się w ramiona, tym samym
osłaniając ich własnym, scalonym ciałem – oczywiście, na oczach kamer całego
świata.
… like he’ll never let them go.
Pan
Heretyk kończył czytać ostatni tom Podzielonych,
popijając kawę po wypełnieniu swojego adwentowego postanowienia. Nie planował tego
dnia udziału w żadnej manifestacji. Nie czekały na niego żadne sceny ani
kamery. Miał czas. Uświadomił sobie, że dzień wcześniej był piątek. Oznaczało
to, że następnego dnia mógł spać do południa. W niedzielę przecież nie było
rorat. Szybko sprawdził swój grafik zajęć. Doszedł do wniosku, że tej soboty
nie ma żadnej pracy, poza sprawdzaniem maili i stukaniem w klawiaturę laptopa.
Taką pracę można spokojnie wykonywać
w pociągu.
Albo w busie.
Dojechał
na miejsce znacznie szybciej niż przewidywał. Znacznie szybciej, niż chciał.
Uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, co właściwie ma zrobić. Co powiedzieć, gdy
już zrobi to, co ma zrobić. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że najlepszym
rozwiązaniem całej tej sytuacji będzie szybki powrót do miasta. „Mnie tutaj nie
było” – Pan Heretyk miał świadomość, że tę strategię odziedziczył po swoim
tacie i że tkwiła w nim głęboko. Bardzo, bardzo głęboko.
Głos wewnętrzny to najlepszy
przyjaciel człowieka.
Niestety, tym razem najlepszy
przyjaciel Pana Heretyka nie przewidział jednej rzeczy.
Najbliższy bus do miasta odjeżdżał
za dwie godziny.
Cudownie.
Nie pozostało nic innego, jak
zapalić papierosa i ruszyć w stronę Grobowca.
Przespaceruję
się, powspominam, a potem wrócę na przystanek. Każdy musi czasem pospacerować i
powspominać. To normalne. Spokojnie. Nie ma potrzeby zbliżania się do tego
domu. Na pewno nie dzisiaj. Co by to dało? Nic by to nie dało. Poza tym, może
jej wcale tam nie ma. Tylko gdzie niby miałaby pójść? Nie miała żadnych
znajomych, nawet kotów nie dokarmiała. Ktoś by go chyba powiadomił, gdyby
trafiła do szpitala? Nawet, jeśli tam jest, to prawdopodobnie w stanie
uniemożliwiającym wszelką rozmowę. Prawdopodobnie będzie spać. Prawie na pewno
doprowadziła dom do takiego stanu, że o żadnych odwiedzinach nie mogło być
mowy, chyba pracownika z opieki społecznej.
- [M] Augustyn…?
O cholera.
- [A] Pani Janina Płatkowska? Filip
Szuster, jestem kolegą pani syna.
Wcale się nie zmieniła.
- [M] Kolega? Przepraszam, wygląda
pan zupełnie jak on. Jak mój mąż…
- [A] Chyba mogę powiedzieć pani
prawdę… Ja i pani syn jesteśmy przyrodnimi braćmi.
- [M] Jesteś synem Adama?
- [A] Tak, jestem synem Adama
Płatkowskiego. Ojciec nigdy się do mnie nie przyznał, dlatego noszę nazwisko po
mamie, Teresie Szuster.
- [M] Teresa… nigdy nie słyszałam o
żadnej Teresie. Ale to nic dziwnego. Nie znałam swojego męża…
- [A] Ja i Augustyn spotkaliśmy się
w liceum. Jestem tylko rok młodszy od niego. Przez przypadek wybrałem tę samą
szkołę średnią, co on, wyobraża pani sobie? Już w pierwszym semestrze
dowiedziałem się, że mam sobowtóra w drugiej klasie. Na początku się z tego
śmiałem…
- [M] Mojemu chłopcu stało się coś
złego…?
- [A] Nie, nie!... U niego wszystko
w porządku.
- [M] To on cię do mnie wysłał?
- [A] Prawdę mówiąc, Augustyn nie
wie, że tu jestem. Ale przychodzę do pani w jego sprawie.
- [M] Wpadł w jakieś kłopoty?
- [A] Wręcz przeciwnie! Ten rok
ułożył mu się wspaniale. Najpierw w lipcu obronił pracę magisterską, z
wyróżnieniem i w pierwszym terminie. Miesiąc później zerwał z taką jedną panną.
Mieszkał z nią dwa lata.
- [M] Bez ślubu?
- [A] Bez ślubu, wyobraża sobie
pani? Powtarzałem mu, że marnuje sobie życie z tą dziewczyną. Na szczęście
poszedł po rozum do głowy – ten związek to już przeszłość.
- [M] Kochał ją…?
Szczerze?
Nigdy się nad tym nie zastanawiał.
- [A] Nie, raczej nie. Przyzwyczaił
się do niej, to wszystko. Teraz ma na oku znacznie lepszą partię. Piękna,
pobożna, mądra. Studiuje psychologię.
- [M] To chyba dobrze.
- [A] Zdecydowanie dobrze!
- [M] Z czego się utrzymuje?
- [A] Mówiłem pani, dziewczyna
studiuje psychologię. Jest na utrzymaniu rodziców.
- [M] Nie dziewczyna. Mój syn.
- [A] Pracuje u ojca w redakcji. We
dwóch wynajmujemy mieszkanie. Doskonale sobie radzimy.
- [M] A ty, Filipie? Czym się
zajmujesz?
- [A] Jeszcze studiuję. Dokładam się
do mieszkania ze stypendium.
- [M] Musisz być zdolnym studentem.
- [A] Na uczelniach ekonomicznych
dają wysokie stypendia. To wszystko.
- [M] Masz jakąś wybrankę serca?
- [A] Właśnie od dłuższego czasu podoba mi się
pewna dziewczyna. Jest samotną matką i doskonale sobie radzi! Niestety, ona
chyba nie widzi swojej przyszłości ze mną.
- [M] Chciałaby wrócić do ojca
dziecka, tak?
- [A] Być może. Ale to niemożliwe,
ojciec jej córeczki nie żyje od kilku lat.
- [M] Musisz dać jej trochę czasu.
Najwyraźniej nie jest jeszcze gotowa na nową miłość.
- [A] Z całym szacunkiem… facet
zmarł siedem lat temu. Jeśli po siedmiu latach dalej nie jest gotowa, to czy
kiedykolwiek będzie?
- [M] Nie chciałabym odbierać ci
nadziei… ale tak, możliwe, że nigdy nie będzie gotowa. Nie miej o to do niej
pretensji. Spotkała ją wielką tragedia.
No tak. Tragedia.
Pocieszające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz