Pytanie padło ze strony pryszczatego
kościotrupa, który jak zwykle rozwalił się ze swoim plecakiem na tylnym
siedzeniu w samochodzie Pana Heretyka. Kościotrup nazywał się Tymoteusz Paweł
Szejna. Miał piętnaście lat. Nosił kucyk i okulary. Poza tym był idealną kopią
Pana Heretyka. Nawet był mańkutem, jak Pan Heretyk.
Pozostałe
dzieci Pana Heretyka były praworęczne. Najstarsza córka Pana Heretyka, Gracja
Maria, została jego córką, gdy miała dziewięć lat. Teraz miała już 23 lata.
Studiowała teologię i historię sztuki. Niedawno dowiedziała się, że jest w
swojej pierwszej ciąży. Prawdę mówiąc, cała rodzina już od dwóch lat czekała na
to dziecko, od kiedy Gracja wyszła za mąż.
Augustyn
Grzegorz Płatkowski – Pan Heretyk - ożenił się z mamą Gracji, Faustyną Karoliną
Adamczyk, gdy oboje mieli po 26 lat. Zamieszkali w Grobowcu, oczywiście razem z
mamą Pana Heretyka. Po roku małżeństwa urodził im się pierwszy syn, Dominik
Tomasz. Dominik był dziesięć lat młodszy od Gracji i dwa lata młodszy od Tymka.
Prawie w niczym nie przypominał ojca. Nie był ani aż tak wysoki, ani aż tak
chudy. Nie miał aż tak jasnych włosów ani aż tak fatalnej cery. Był silny,
sprytny i ponad wiek samodzielny. Fascynował się motorami, nie książkami.
Radził sobie doskonale w każdym sporcie i naprawdę potrafił się bić. Uwielbiał
się popisywać i raczej słabo radził sobie z porażkami. W grupie zawsze musiał
być liderem. Gdy czuł się niedoceniony, potrafił być zawistny i bezczelny. Nigdy
jednak nie uciekał przed odpowiedzialnością, ale przewidywał konsekwencje
swoich działań. Zwykle rozwiązywał problemy po cichu, jeszcze zanim sytuacja
zdążyła wymknąć się spod kontroli. Podobnie wyciągał z kłopotów młodsze
rodzeństwo i tych, których uważał za sojuszników. Pan Heretyk był z niego
strasznie dumny.
Rok
po Dominiku urodziła się Monisia – czyli Helena Monika. U Monisi jeszcze przed
narodzinami stwierdzono ciężką wadę genetyczną. Zmarła w trzecim dniu po
porodzie. Były to naprawdę niezwykłe trzy dni – straszne, ale i niezwykłe.
Zaraz po nich w naszym małżeństwie pojawił się pierwszy, poważny kryzys. Nie
potrafiliśmy rozmawiać. Nie potrafiliśmy się dotykać. Prawdę mówiąc, nie
potrafiliśmy na siebie patrzeć. Ale jednak jestem człowiekiem konsekwentnym.
Postanowiłem, że nie popełnię błędu mojego ojca. Nie zostawię żony i dzieci
tylko z tego powodu, że Pan Bóg nie stwarza samych potężnych dębów i baobabów.
Czasem lubi powołać do istnienia kwiat jednej nocy. Monisia była naszym
rzadkim, delikatnym kwiatem. Ostatecznie jej pojawienie się w naszym życiu było
dla nas darem – nie zniszczyło nas, lecz umocniło.
Tina
była wspaniałą żoną i matką. Wiedziałem jednak, że nie mogę pozwolić, żeby
zamknęła się w domu w towarzystwie garnków, zabawek i kotów (według różnych
źródeł, Janina i Faustyna Płatkowskie miały pod swoją opieką od czterech do siedmiu
zwierzaków – mieszkańców szopy porzuconej kiedyś przez kogoś w pobliskim
lasku). Była przecież magistrem psychologii, nie wspominając o kursach
doszkalających. Znalazła zatrudnienie w poradni rodzinnej, gdzie zajmowała się
terapią rodzin po stracie dziecka (w tym po aborcji) oraz w domu samotnej
matki, gdzie pracowała z nastolatkami w ciąży. Oczywiście, przy wielodzietnej
rodzinie wymagało to doskonałego zorganizowania czasu nas obojga, nie mówiąc o
zaangażowaniu dziadków (to jest mojej mamy i rodziców Alana). Ja oczywiście też
musiałem pracować – w redakcji i na uczelni. Ale wszystko da się zrobić. W dni,
kiedy Tina prowadziła poranne grupy terapeutyczne, dzieciaki zostawały pod moją
opieką. Dopiero po obiedzie wolno mi było iść po książki do biblioteki. Czasem
Tina miała popołudniowe dyżury w poradni – w takim układzie zaczynałem dzień od
zajęć ze studentami, a wieczorem znowu byłem tatą. Oczywiście, praca w weekendy
i święta którejkolwiek ze stron była surowo zakazana.
Gdy Pan Heretyk i jego Przyjaciółka
skończyli trzydzieści jeden lat, urodziły im się dwie dziewczynki. Anastazja
Łucja i Agnieszka Cecylia były sześć lat młodsze od Tymka i cztery lata młodsze
od Dominika. Nie miały jeszcze nastu lat, a już było wiadomo, że wyrosną z nich
modelki. Pan Heretyk poważnie rozważał posłanie ich do jakiegoś renomowanego
klasztoru. Na razie jego dziewięcioletnie księżniczki były w domu rodzinnym i
rozwijały swoje pasje – Aga trenowała taniec współczesny i gimnastykę
artystyczną, a Nastka jazdę konną.
Choć wyglądały identycznie, miały
zupełnie różne charaktery. Agnieszka była cichą, delikatną dziewczynką.
Wyrażała siebie poprzez ruch i muzykę. Wyróżniała się także gorliwością w
modlitwie – pod tym względem dorównywała Gracji. Nastka z kolei była
buntowniczką. Feministyczny ideał – silna i niezależna, wiecznie w stanie wojny
ze starszym bratem. Przywództwo Dominika było generalnie niezachwiane. Tymoteusz
był starszy, ale zdecydowanie lepiej czuł się w roli doradcy wielkiego wodza
niż lidera. Agusia i najmłodszy ze wszystkich Franek nigdy nie kwestionowali
decyzji i metod działania Dominika – podobało im się, że mają tak ogarniętego i
odważnego brata – mistrza łobuzowania i opiekuna słabszych jednocześnie. Gracja
natomiast, z racji wieku, była zupełnie ponad tym wszystkim. Za ruch oporu
przeciwko tyranowi odpowiadała więc Nastka – osobowość równie silna i równie
mocno oddziałująca na najmłodszą dwójkę, to jest Agę i Franka.
Franciszek
Benedykt był beniaminkiem całej rodziny. Najmłodszy syn Pana Heretyka i jego
Przyjaciółki przyszedł na świat dość późno – jego rodzice mieli już oboje po
trzydzieści dwa lata. Franek urodził się jako wcześniak. Badanie przesiewowe
słuchu stwierdziło, że maluch praktycznie nic nie słyszy. Z czasem okazało się,
że Franek jest niezwykły z jeszcze kilku innych powodów. Wada wzroku, alergie
skórne, astma, silna nietolerancja glutenu. Ustalmy jedną rzecz. Franek nie
jest osobą niepełnosprawną ani nic takiego. Po pierwsze, uwielbia swoje
implanty – uważa, że technologia w jego głowie nadaje mu status cyborga,
niezwyciężonego post-człowieka rodem z filmów science-fiction. Jest przekonany,
że w przyszłości dostanie się do specjalnej jednostki antyterrorystycznej i
stanie na czele wielkiej krucjaty przeciwko muzułmanom.
Na razie chodzi do klasy
integracyjnej. Franek jest dwujęzyczny – posługuje się zarówno językiem
mówionym, jak i miganym. W ciągu dwóch czy trzech lat od jego narodzin cała
nasza rodzina stała się dwujęzyczna razem z nim. Rodzeństwo Franka często miga
między sobą - także w sytuacjach, gdy
brata z nimi nie ma. Prawdę mówiąc, my z Tiną też się na tym łapiemy. Nawet
Tymek nauczył się tego języka, chociaż nie mieszka z nami. Franek strasznie
chce być dorosły, jak bracia. Włóczy się z nimi wszędzie i próbuje dorównać w
szaleństwach. Z drugiej strony, gdy tylko obowiązki ciążące na dużych chłopcach
zaczynają go przytłaczać, zaraz przyjmuje rolę małego, chorego syneczka mamusi.
Tuż przed przyjściem na świat
swojego najmłodszego syna Pan Heretyk dowiedział się o istnieniu tego
najstarszego. Tymon był synem Natalii – dziewczyny, z którą Pan Heretyk
mieszkał bez ślubu przez całe dwa lata, w czasie studiów. Odeszła od niego, nie
mając pojęcia, że zabiera ze sobą dziecko. Gdy dowiedziała się o Tymku,
zdecydowała, że taki gnój jak Augustyn Grzegorz Płatkowski nie nadaje się na
ojca. Poza tym, mógłby pomyśleć, że to tylko jakaś żałosna próba złapania męża
metodą „na ciążę”. Postanowiła, że wychowa syna sama, z pomocą siostry. Po
dwóch latach plan uległ nieznacznej zmianie, kiedy to piękną, samotną kobietą i
jej uroczym synkiem zainteresował się pewien młody, przystojny, całkiem dobrze
zarabiający prawnik.
Pan
Heretyk dowiedział się o istnieniu swego najstarszego syna zupełnie przez
przypadek. Robił zakupy w galerii handlowej, gdy nagle zobaczył swoją byłą, a
obok niej sześcioletnią wersję siebie samego. Idealna kopia – pomijając okulary
i zdecydowanie za długie włosy. Krótka wymiana zdań wystarczyła za wszelkie
testy na ojcostwo (chociaż, oczywiście, testy i tak zostały potem wykonane).
Natalia nie była zachwycona faktem, że największa porażka jej życia po raz
kolejny stanęła jej na drodze. Pan Heretyk zastanawiał się nawet, czy faktycznie
nie byłoby lepiej trzymać się od Tymka z daleka. Przez długi czas chodził z
przekonaniem, że zniszczył życie własnego syna przez sam fakt spłodzenia go w
stanie konfliktu z jego matką, poza kontekstem małżeństwa.
Tymek,
jak się okazało, był podobny do ojca we wszystkim, oprócz jednego – osobowości.
Pan Heretyk z natury był wyszczekanym, a jednocześnie zamkniętym, unikającym
jakiejkolwiek formy zaangażowania cynikiem. Tymek był oryginałem, któremu wrodzona
pasja i życzliwość do wszystkiego, co żyje, przeszkadzała w karierze outsidera.
Wydawało się, że naturalny stan jego ducha to szczęście i wdzięczność za samą
możliwość oddychania. Nie było chyba takiego nieszczęścia, które mogłoby
wzbudzić w nim chociażby ulotne wrażenie bycia pokrzywdzonym przez los. Naznaczonym.
Przeklętym. Zmazanym.
Tym
bardziej dziwi fakt, że z taką łatwością przyjął wiarę katolicką – zakładającą
przecież dogmat o grzechu pierworodnym. O pierwotnej zmazie. Wszystko
wskazywało jednak na to, że Tymek przyjął naukę Kościoła całym sercem, bez
wyjątków. Chłopiec już jako kilkulatek fascynował się różnymi kulturami. Godzinami
oglądał programy podróżnicze i rysował egzotyczne zwierzęta. Być może dlatego
jego ciągłe pytania o Jezusa, o Biblię, o świętych i o zwyczaje katolickie z
początku nie wzbudziły moich podejrzeń. Tymon Szejna był wychowywany przez
matkę, Natalię Szejnę – umiarkowaną fankę jogi, oraz przez adopcyjnego ojca,
Roberta Szejnę, gorliwego wyznawcę ateizmu (poza tym – bardzo uczciwego i
porządnego człowieka). Gdy w wieku trzynastu lat wyznał, że jest katolikiem,
był to szok dla nas wszystkich. Po dłuższej dyskusji wszyscy doszliśmy do
wniosku, że należy pozwolić chłopakowi rozpocząć przygotowania do chrztu.
Zgodził się z tym nawet Robert, który wierzył, że wolność światopoglądowa to
podstawa Świętej Demokracji, Matki Racjonalizmu. Tak właśnie trzynastoletni
Tymon został katechumenem, by po dwóch latach, w Wigilię Paschalną, stać się
Tymoteuszem Pawłem.
***
- [A] Teraz do domu. Skończyłeś już Kosiarzy Shustermana?
- [TP] Wczoraj wieczorem.
- [A] No i jak?
- [TP] Masakra! Świat rządzony przez
morderców, okej. Tylko po co dzielić tych gości na „fajnych” i „niefajnych”? Morderca
to morderca.
- [A] Wiesz, to jak z legalizacją
aborcji i eutanazji. Jeśli lekarze nie będą zabijać, to kto będzie to robił?
Albo jakiś rzeźnik z półświatka, albo natura – nie wiadomo, co gorsze. Z trojga
złego, lekarz wybierze najbardziej ludzkie rozwiązanie.
- [TP] Odbieranie życia randomowym
„podmiotom” nie jest ani trochę ludzkie. Zwłaszcza, że każdy kosiarz zaczyna
karierę od zabicia członka rodziny.
- [A] To tylko test. Na niby.
Członek rodziny w jednym momencie trafia do centrum ożywiania. Cieszy się
immunitetem przez cały okres życia kosiarza, który zdał na nim swój egzamin –
to jest do momentu, gdy tenże kosiarz postanowi zrezygnować z roboty i popełni
samobójstwo.
- [TP] Jasne, na niby.
- [A] Rozumiem, że raczej nie widziałbyś
się w roli kosiarza?
- [TP] Raczej nie.
- [A] I gdyby kosiarz przyszedł i
zaproponował ci praktyki, odmówiłbyś?
- [TP] Wolałbym już iść na
podzielenie jako dziesięcina.
- [A] Czyli świat Podzielonych bardziej ci odpowiada?
- [TP] Tam przynajmniej ktokolwiek
się buntował. Walczył z systemem.
- [A] A gdyby odmowa oznaczała
natychmiastowe zebranie ciebie i całej rodziny?
- [TP] Każdy musi umrzeć, ale nie
każdy musi zabijać.
- [A] To ma sens. Więc, co byś
zrobił w świecie kosiarzy? Zostałbyś tonistą?
- [TP] Toniści sprzeciwiali się
ideologii nienaturalnej śmierci – to się liczy. Ale te ich pseudo-zakony to też
jakaś porażka. Żyją tak, jakby wcale nie wierzyli w żaden odwieczny Rezonans.
Jakby chodziło im tylko o światopogląd, nie o wiarę.
- [A] To kim byś był?
- [TP] Misjonarzem!
- [A] Misjonarzem.
- [TP] Dokładnie. Z jednego miasta
do drugiego i z jednego kontynentu na drugi, aż nie zginę albo nie przekonam
ludzkości na nowo do Chrystusa! Dopiero powrót do prawdy, do chrześcijaństwa
zdołałby pokonać Kosodom, Kult Tonu i tę parodię boskości, tego całego „Pana
Interneta”.
- [A] Masz na myśli Thunderheada,
najwyższą formę sztucznej inteligencji.
- [TP] Gdyby Thunderhead miał
cokolwiek wspólnego z inteligencją, zauważyłby przynajmniej, że w jego dystopii
jest coś nie tak.
- [A] To utopia, nie dystopia.
- [TP] Zwał jak zwał. Burdel na
kółkach i tyle.
- [A] Zamieniasz się w Dominika.
- [TP] W sumie, jak przeczytałem Kosiarzy, to zacząłem rozumieć, dlaczego
Jahwe zniszczył wieżę Babel.
- [A] Oni chcieli tylko zbudować
wieżę.
- [TP] A założyciele Kosodomu
chcieli tylko kontrolować populację.
Pan Heretyk uśmiechnął się w duchu.
Dzieciak nadaje się na filozofa.
Albo na biskupa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz