niedziela, 3 lutego 2019

25. Prawie


Dobrze powiedział!



Bo Jeden jest, a kochać Go całym sercem, całą duszą i ze wszystkich sił swoich więcej znaczy niż wszystkie przepisy prawa i ofiary.



            Nie wiem, jak Wy, ale ja czasem spotykam pewien specyficzny typ ludzi. Ludzi takich, jak ten Uczony w Piśmie. „O tak, czytałem gdzieś o tym”. „O, tak, słuchałem konferencji tego gościa, nawet ciekawe to miał. Oczywiście, nie żebym się z nim we wszystkim zgadzał”. „O, tak, słyszałem o tym. Na spotkaniu z X-em zadałem pytanie, jak się to ma do teorii Y oraz czy ma to może związek z Z-izmem. Nawet niegłupio odpowiedział, ale mnie to nie przekonuje – nie czuję tego”.

           

Jezus odpowiedział: „niedaleko jesteś od Królestwa”.

           

A niedaleko robi wielką różnicę.



- [T] No, i jak ci się podobało kazanie?

- [A] Masz na myśli to, że było o mnie?

- [T] Nie to miałam na myśli. Ale uderz w stół…

- [G] Co to znaczy, że to było o tobie?

- [A] Kazanie było o takich ludziach, którzy lubią sobie zbierać informacje, prowadzić dyskusje, zadawać śmieszne pytania – ale nie chcą tak naprawdę zaufać Jezusowi. Tak robili Uczeni w Piśmie.

- [G] No a ty, co?

- [A] No, a ja robię to samo. Zbieram informacje. Dyskutuję. Zadaję śmieszne pytania.

- [G] To ja zadaję śmieszne pytania!

- [A] Tak, ale ty ufasz Panu Jezusowi. Modlisz się. A ja się nie modlę.

- [G] Czemu się nie modlisz? To co robisz na całej Mszy, jak się nie modlisz?

- [A] Obserwuję ludzi.

- [G] Ja też obserwuję ludzi. I też się modlę. To czemu się nie modlisz?

- [T] Okej, to my już wsiadamy. Kochanie, weź plecak. Cześć, trzymaj się!

- [A] Cześć.



No cóż. Przynajmniej się do mnie odzywa.

To chyba dobrze.

Koniec lutego. Początek marca. Od heretykowego #roratechallenge minęły pełne dwa miesiące.



A on dalej trzymał w szufladzie niedopałki świec.



            Po wpadce na pierwszych Roratach postanowił zaopatrzyć się w całe pudełko świec. Swoich własnych, żeby nie musieć prosić o nie w zakrystii i nie zaciągać długów u swojej Przyjaciółki. Jedna starczyła średnio na trzy Eucharystie. Potem robiła się zbyt mała. Przynajmniej wedle heretykowych standardów. Niektórzy uczestnicy Rorat wykazywali większą niechęć do marnotrawstwa. W niektórych dłoniach pod koniec adwentowego tygodnia widywało się już sam tylko knot, otoczony skromną ilością zupełnie stopionego wosku. Pan Heretyk zauważył także, że większość Panien Roztropnych, mimo prowadzonej przez ojca Janusza akcji informacyjnej „Nie pal księży!”, nie gasiła świec na czas Komunii.

            Musicie wiedzieć, że Pan Heretyk był minimalistą i pedantem. Gdy tylko przyszła mu do głowy refleksja, że nie będzie używał jakiegoś przedmiotu przez najbliższe sześć miesięcy, od razu się go pozbywał. Wyjątek stanowiły przedmioty ”sezonowe”, takie jak rękawiczki i buty zimowe – zatrzymywał je, jeśli istniała duża szansa, że przydadzą się w sezonie następnym. Czegoś takiego jak „pamiątki” w ogóle nie uznawał. Mogłoby się wydawać, że dwa miesiące to dość dużo czasu, by pozbyć się kilku niedopalonych świec. Wszystko jednak wskazywało na to, że Pan Heretyk wcale nie chciał ich wyrzucać. Kolejny raz otworzył szufladę, usunął z niej kurz i grudki wosku, ułożył niedopałki w kolejności od najmniejszego do największego, po czym zamknął szufladę.



Vide, Domine, afflictionem populi Tui!

Et mitte quem missurus es!

Emitte Agnum, Dominatorem terrae

De petra deserti, ad montem filiae Sion….



            Co może zrobić człowiek XXI wieku, próbujący uciec przed potworami z szuflady? Oczywiście, obejrzeć filmik w necie. To prawda – ulubioną używką Pana Heretyka były książki. Nie możemy jednak zapominać, że żył w czasie rewolucji sieciowej. Poza tym, był dziennikarzem. Obowiązkiem mnicha jest odmawianie modlitwy brewiarzowej kilka razy w ciągu dnia. Obowiązkiem każdego dziennikarza jest codzienne przeglądanie materiałów filmowych.

            Słyszał, jak jego znajomi z Indeksu mówili coś o ojcu Mojżeszu. Z tego, co zrozumiał, ojciec Mojżesz był dominikaninem. Specjalizował się w kazaniach na bazie Starego Testamentu, ponadto promował modlitwę różańcową oraz post Daniela (rzecz o tyle interesująca, że sam zmagał się z tomistyczną wręcz otyłością). Gdy chodzi o politykę, określał się jako kosmopolita. Lubił włóczyć się po świecie za cudze pieniądze. Podobno jego konferencje dla studentów cieszyły się takim zainteresowaniem, że przeor musiał zakazać mu głoszenia kazań „na żywo”. Dzieciaki z kilkunastu uczelni i kilkudziesięciu szkół średnich, nie mówiąc o absolwentach i doktorantach, przychodziły na Msze ojca Mojżesza w takiej ilości, że konserwator zabytków, odpowiedzialny za przyklasztorną Bazylikę, zgłosił sytuację jako zagrożenie dla trzynastowiecznej budowli. Sprawa zakończyła się nakazem nagrywania kazań ojca Mojżesza poza świątynią, w jego celi, i utworzeniem kanału w sieci, tak by wierni studenci mogli ich słuchać bez opuszczania akademików i bez niszczenia średniowiecznej architektury.

Pan Heretyk nie wierzył w legendy. Wierzył natomiast w świadectwo materiałów filmowych. Tak, słyszał o programach komputerowych zdolnych do wygenerowania diabelsko realistycznej ludzkiej twarzy, nienależącej do żadnego istniejącego człowieka, na podstawie randomowych zdjęć z internetowych profili realnych osób. Wiedział jednak, że gdy chodzi o czyjeś zdolności w dziedzinie przyciągania słuchaczy, nie było lepszego sprawdzianu niż test sieci. Albo jesteś w stanie wydobyć się z głębin internetu na stronę główną i do polecanych, albo trudno.

Ojciec Mojżesz, jak się okazało, miał na swoim kanale kilka serii tematycznych oraz vloga, prowadzonego mniej więcej od roku. Gdy chodzi o liczbę odtworzeń i subskrypcji, nie mógł rywalizować z kanałami modowymi czy gamingowymi, jednak w kategorii coaching i duchowość wypadał faktycznie całkiem nieźle. Jego najnowszą propozycję stanowiły rekolekcje na trwający właśnie Wielki Post, to jest filmiki z rozważaniami trzy razy w tygodniu oraz seria specjalna, łącząca stacje Drogi Krzyżowej z Hymnem o Miłości. Z filmiku wprowadzającego w nowy okres liturgiczny Pan Heretyk dowiedział się, że ojciec Mojżesz nie był szczególnym fanem Gorzkich Żali – prawdę mówiąc, przyznawał otwarcie, że unika tego nabożeństwa od lat, a nawet postawił sobie za punkt honoru nie odprawiać go już nigdy więcej.

Pomyślicie – kogo to w sumie obchodzi, że jakiś ksiądz czy inny zakonnik nie lubi tam czegoś w swojej pracy? Kogo to obchodzi, czy jakiś gościu chodzi czy nie chodzi na jakieś tam nabożeństwo? Jego powołanie, jego sprawa. Po co informować o tym pół internetu? Już filmiki z kotkami mają więcej sensu. Albo z pandami.

            W odmętach internetu pływają różne stwory. Swego czasu głośno było o Slendermanie – stworzonej na potrzeby konkursu, uwspółcześnionej wersji Króla Olch, przymuszającej dwunastoletnie dziewczynki do rzucania się z nożem na inne dwunastoletnie dziewczynki. Rządy po nim przejął Niebieski Wieloryb, potwór rodem z Rosji. Co bardziej racjonalni żeglarze twierdzą, że pięćdziesięciodniowa bestia nie jest i nigdy nie była niczym więcej jak chorą legendą. Nikt nigdy nie namawiał dzieciaków do wycinania sobie na skórze potworów morskich, oglądania filmików o czwartej dwadzieścia rano czy do skakania z wysokich budynków – a to, że dziennikarze, nauczyciele, rodzice i policjanci na całym świecie nasłuchali się jakichś szantów i zaczęli je sobie powtarzać po kilku głębszych, to już inna historia.

            Legenda głosi, że któregoś dnia na pełne morze wypłynęły istoty gotowe walczyć z Niebieskim Wielorybem. Jedną z takich istot ma być Różowa Panda. W odróżnieniu od Wielkiej Pandy, Różowa Panda narodziła się nie w Azji, a w Europie. Odwiedza porty na całym świecie w poszukiwaniu niestabilnych emocjonalnie marynarzy, by ostrzec ich przed rosyjską bestią.

            Pan Heretyk nie wierzył w Niebieskie Wieloryby. Po prostu wiedział, że istnieją. Wiedział, że istoty te są znacznie starsze niż internety, a prawdopodobnie i starsze niż sama Rosja. W XXI wieku już mało kto pamiętał, jakie żniwa zebrały w przeszłości, chociażby trzysta lat wcześniej wśród czytelników Goethego. Powieści epistolarne nie stanowią już zagrożenia dla nastolatków. Dzisiejsza młodzież tworzy w innych gatunkach – w postach, w snapach, w tweetach. Co do Różowych Pand, również nie negował ich istnienia. Nie wierzył natomiast w ich supermoce. Żeby Różowa Panda mogła zadziałać, musiałaby zacząć mówić w Niebieskim języku. Jest to język po pierwsze poważny. Melancholijny, ale intensywny. To język, w którym nie ma miejsca na realne zdarzenia – herbatę z cytryną o siódmej trzydzieści rano, wyniesienie śmieci, wolontariat w świetlicy, rozmowę z sąsiadką. Jest to świat czarów i magii. Wbrew pozorom, jest on pełen barw – czerni, szarości, brązów, zieleni, granatów, fioletów, nawet czerwieni i złota. Jednak świat ten nie odtwarza koloru różowego. Istoty koloru różowego są w tym świecie równie widzialne i słyszalne, jak czyste duchy dla ludzkiej gałki ocznej i dla ludzkich uszu. Żeby Panda stała się czymś realnym dla dusz, które pragnie złapać, musiałaby pomalować się na niebiesko.



Ojciec Mojżesz nie lubi Gorzkich Żali?

Świetnie.

            Czas na kolejny challenge.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz