sobota, 18 sierpnia 2018

22. Monika

M – Mama
A - Augustyn

Peccavimus…
Et facti sumus
Tamquam immundus nos
Et cecidimus…
Quasi folium universi!...

            Pan Heretyk był człowiekiem konsekwentnym. Jeśli postanowił sobie, że przez cały miesiąc będzie wstawał o piątej rano, to po prostu wstawał o piątej rano przez cały miesiąc. Nikt i nic nie mogło zmienić jego postanowienia. Nawet to, że jego Przyjaciółka nagle przestała przychodzić na Roraty.

Et iniquitates nostrae 
Quasi ventus abstulerunt nos!...

            Nie usunęła go ze znajomych. Nie zablokowała też wiadomości przychodzących z jego konta. Otrzymywał powiadomienie za każdym razem, gdy którąś otworzyła. Z datą i godziną odebrania. Podejrzewał jednak, że wcale ich nie czytała. Gdyby przeczytała chociaż jedną, musiałaby odpowiedzieć na wszystkie.

Abscondisti faciem Tuam 
A nobis…
Et allisisti nos 
In manu iniquitatis nostrae...!

            Nastrój w ostatnim tomie Podzielonych jest szczególnie ciężki. Autor praktycznie zrezygnował z przeplatania co bardziej makabrycznych fragmentów żartami czy wątkami miłosnymi dla obniżenia napięcia. Po makabrze następuje tylko jeszcze większa makabra. Jeśli chodzi o romantyzm, to został on generalnie ograniczony do pożegnania, straty i tęsknoty – chociaż oczywiście pod koniec para głównych bohaterów cudownie zmartwychwstaje. Fragmenty niemakabryczne nie mają już atmosfery przygody, jak we wcześniejszych tomach, ale powagi, należnej momentowi refleksji nad stanem cywilizacji zachodniej gdzieś pod koniec XXI wieku.

            Im bliżej zakończenia, tym więcej nostalgii, a jednocześnie pokoju w sercach bohaterów. Chociaż Lev trafia na OIOM z ciężkimi ranami postrzałowymi, a Connor zostaje rozłożony na części przez rekina przeszczepowego biznesu, to jednak nikt nie popada w rozpacz ani nie ogłasza końca świata. Wręcz przeciwnie. Najgorsze w końcu dopadło naszych bohaterów. Wreszcie można mieć jakąś nadzieję na przyszłość.

            Zakończenie nie jest może cudownym happy endem. Każdy z bohaterów został naznaczony przez lata niepewnej walki. Każdy stracił coś bezpowrotnie. A jednak wysiłki ludzi dobrej woli opłaciły się. Coś się zmieniło. Rodzicie dzieci w każdym wieku – zarówno ci, którzy już kiedyś podpisali zlecenie podzielenia własnego dziecka, jak i ci, którym zawsze się wydawało, że ten problem ich nie dotyczy – zaczęli zadawać sobie pytanie.

Co myśmy zrobili?

            Pytanie to zadają sobie także rodzice Connora, słynnego uciekiniera i legendarnego przywódcy uciekinierów, przyjaciela Leviego Caldera. Jak już wspominałem, w czwartym tomie Connor wpada w łapy szalonego łowcy narządów – tego samego, przed którym ratował go Levi w tomie drugim. Chłopak zostaje podzielony i wystawiony na czarnym rynku. Przyjaciele dowiadują się o tym. Postanawiają kupić podzielone ciało chłopaka i zlecić jego scalenie najlepszym specjalistom, jakich uda im się znaleźć.

Operacja się udaje.
Co miałaby się nie udać.
Nauka poszła do przodu, nie?

A poza tym, Connor ma dziewczynę.
Musi przeżyć, skoro ma dziewczynę.
Logiczne.

            Rodzice Connora, oczywiście, nic o tym wszystkim nie wiedzą. Mają świadomość, że ich syn jest oskarżony o kilka ataków terrorystycznych na ośrodki donacyjne (tak - chodzi o te ataki, których nie zorganizował) i że szuka go policja. Że jest legendą, tak jak ten jego popieprzony kumpel, Levi Calder. Że prawdopodobnie nigdy go nie zobaczą.

            Wiem doskonale, że zdań nie zaczynamy od „że”.
To dla efektu.
Just sayin’.

            Rodzice Connora wybierają się na wielką manifestację przeciwko oddawaniu dzieci na organy. Widzą, jak ich syn wchodzi na scenę o lasce (operacja scalenia całego ciała to nie wyrwanie zęba) i jak ogłasza początek końca ery podzielenia.

W końcu tłum ich rozpoznaje.
To oni!
Rodzice TEGO Connora!
Rozczłonkowywacze!

  Państwo Lassiter prawdopodobnie zostaliby rozczłonkowani przez manifestantów, gdyby ich syn nie zleciał w porę ze sceny i nie rzucił im się w ramiona, tym samym osłaniając ich własnym, scalonym ciałem – oczywiście, na oczach kamer całego świata.

… like he’ll never let them go.

            Pan Heretyk kończył czytać ostatni tom Podzielonych, popijając kawę po wypełnieniu swojego adwentowego postanowienia. Nie planował tego dnia udziału w żadnej manifestacji. Nie czekały na niego żadne sceny ani kamery. Miał czas. Uświadomił sobie, że dzień wcześniej był piątek. Oznaczało to, że następnego dnia mógł spać do południa. W niedzielę przecież nie było rorat. Szybko sprawdził swój grafik zajęć. Doszedł do wniosku, że tej soboty nie ma żadnej pracy, poza sprawdzaniem maili i stukaniem w klawiaturę laptopa.

Taką pracę można spokojnie wykonywać w pociągu.
Albo w busie.

            Dojechał na miejsce znacznie szybciej niż przewidywał. Znacznie szybciej, niż chciał. Uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, co właściwie ma zrobić. Co powiedzieć, gdy już zrobi to, co ma zrobić. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że najlepszym rozwiązaniem całej tej sytuacji będzie szybki powrót do miasta. „Mnie tutaj nie było” – Pan Heretyk miał świadomość, że tę strategię odziedziczył po swoim tacie i że tkwiła w nim głęboko. Bardzo, bardzo głęboko.

Głos wewnętrzny to najlepszy przyjaciel człowieka.
Niestety, tym razem najlepszy przyjaciel Pana Heretyka nie przewidział jednej rzeczy.
Najbliższy bus do miasta odjeżdżał za dwie godziny.

Cudownie.
Nie pozostało nic innego, jak zapalić papierosa i ruszyć w stronę Grobowca.

            Przespaceruję się, powspominam, a potem wrócę na przystanek. Każdy musi czasem pospacerować i powspominać. To normalne. Spokojnie. Nie ma potrzeby zbliżania się do tego domu. Na pewno nie dzisiaj. Co by to dało? Nic by to nie dało. Poza tym, może jej wcale tam nie ma. Tylko gdzie niby miałaby pójść? Nie miała żadnych znajomych, nawet kotów nie dokarmiała. Ktoś by go chyba powiadomił, gdyby trafiła do szpitala? Nawet, jeśli tam jest, to prawdopodobnie w stanie uniemożliwiającym wszelką rozmowę. Prawdopodobnie będzie spać. Prawie na pewno doprowadziła dom do takiego stanu, że o żadnych odwiedzinach nie mogło być mowy, chyba pracownika z opieki społecznej.

- [M] Augustyn…?

O cholera.


- [A] Pani Janina Płatkowska? Filip Szuster, jestem kolegą pani syna. 

Wcale się nie zmieniła.

- [M] Kolega? Przepraszam, wygląda pan zupełnie jak on. Jak mój mąż…
- [A] Chyba mogę powiedzieć pani prawdę… Ja i pani syn jesteśmy przyrodnimi braćmi. 
- [M] Jesteś synem Adama?
- [A] Tak, jestem synem Adama Płatkowskiego. Ojciec nigdy się do mnie nie przyznał, dlatego noszę nazwisko po mamie, Teresie Szuster. 
- [M] Teresa… nigdy nie słyszałam o żadnej Teresie. Ale to nic dziwnego. Nie znałam swojego męża…
- [A] Ja i Augustyn spotkaliśmy się w liceum. Jestem tylko rok młodszy od niego. Przez przypadek wybrałem tę samą szkołę średnią, co on, wyobraża pani sobie? Już w pierwszym semestrze dowiedziałem się, że mam sobowtóra w drugiej klasie. Na początku się z tego śmiałem…
- [M] Mojemu chłopcu stało się coś złego…?
- [A] Nie, nie!... U niego wszystko w porządku. 
- [M] To on cię do mnie wysłał?
- [A] Prawdę mówiąc, Augustyn nie wie, że tu jestem. Ale przychodzę do pani w jego sprawie.
- [M] Wpadł w jakieś kłopoty?
- [A] Wręcz przeciwnie! Ten rok ułożył mu się wspaniale. Najpierw w lipcu obronił pracę magisterską, z wyróżnieniem i w pierwszym terminie. Miesiąc później zerwał z taką jedną panną. Mieszkał z nią dwa lata.
- [M] Bez ślubu?
- [A] Bez ślubu, wyobraża sobie pani? Powtarzałem mu, że marnuje sobie życie z tą dziewczyną. Na szczęście poszedł po rozum do głowy – ten związek to już przeszłość. 
- [M] Kochał ją…?

Szczerze?
Nigdy się nad tym nie zastanawiał.

- [A] Nie, raczej nie. Przyzwyczaił się do niej, to wszystko. Teraz ma na oku znacznie lepszą partię. Piękna, pobożna, mądra. Studiuje psychologię.
- [M] To chyba dobrze. 
- [A] Zdecydowanie dobrze!
- [M] Z czego się utrzymuje?
- [A] Mówiłem pani, dziewczyna studiuje psychologię. Jest na utrzymaniu rodziców. 
- [M] Nie dziewczyna. Mój syn.
- [A] Pracuje u ojca w redakcji. We dwóch wynajmujemy mieszkanie. Doskonale sobie radzimy. 
- [M] A ty, Filipie? Czym się zajmujesz? 
- [A] Jeszcze studiuję. Dokładam się do mieszkania ze stypendium. 
- [M] Musisz być zdolnym studentem.
- [A] Na uczelniach ekonomicznych dają wysokie stypendia. To wszystko.
- [M] Masz jakąś wybrankę serca?
- [A]  Właśnie od dłuższego czasu podoba mi się pewna dziewczyna. Jest samotną matką i doskonale sobie radzi! Niestety, ona chyba nie widzi swojej przyszłości ze mną.
- [M] Chciałaby wrócić do ojca dziecka, tak?
- [A] Być może. Ale to niemożliwe, ojciec jej córeczki nie żyje od kilku lat. 
- [M] Musisz dać jej trochę czasu. Najwyraźniej nie jest jeszcze gotowa na nową miłość.
- [A] Z całym szacunkiem… facet zmarł siedem lat temu. Jeśli po siedmiu latach dalej nie jest gotowa, to czy kiedykolwiek będzie?
- [M] Nie chciałabym odbierać ci nadziei… ale tak, możliwe, że nigdy nie będzie gotowa. Nie miej o to do niej pretensji. Spotkała ją wielką tragedia.

No tak. Tragedia.
Pocieszające.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz