A – Augustyn
J – Świadek Jehowy
D – Dawid
S - Samson
***
Każdy lubi przebywać wśród swoich.
Filozofowie
dialogu mogą sobie opowiadać, jak ważne dla odkrycia tożsamości Ja jest
spotkanie z Radykalnie Innym Ty. Człowiek, który takie Radykalnie Inne Ty spotyka,
zwykle czuje się po prostu Nie-Na-Miejscu. Poczucie Bycia-Nie-Na-Miejscu rzadko
kiedy ma jakiś pozytywny wpływ na Ja – chyba, że za „pozytywny wpływ” uznamy
wzrost wiedzy na temat tego, kogo i czego należy unikać. Spotkanie z Radykalnie
Innym Ty ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy zaczyna się od spotkania z tym, co w
Radykalnie Innym Ty jest Podobne do mojego Ja. Jeśli zaczynamy od
Tego-Co-Różne, dotarcie do Tego-Co-Podobne może okazać się praktycznie
niemożliwe. Dialog jest ważny – ale jak mamy dialogować z kimś, kto nie
posługuje się żadnym ze znanych nam języków?
Od
połowy grudnia do połowy lutego w życiu Pana Heretyka prawie nic się nie
zmieniło. Jak wiadomo, „prawie” robi wielką różnicę. Grudzień minął Panu Heretykowi
w atmosferze pieśni adwentowych i zapalanych przed świtem świeczek. Jak już
wspominałem, Pan Heretyk był człowiekiem honorowym i upartym. Nie pominął ani
jednego dnia Rorat, chociaż jego Przyjaciółka w międzyczasie już zupełnie przestała
się do niego odzywać. Wigilię Bożego Narodzenia spędził w Grobowcu, u Mamy. Mama
Pana Heretyka wyjaśniła Panu Heretykowi, że od kilku lat organizuje w Grobowcu
Wigilię dla swoich sześciu koleżanek, poznanych na terapii i w kółku kościelnym
– w większości byłych żon alkoholików. Tradycji miało stać się zadość również i
tego roku. Ponieważ w towarzystwie brakowało osób przed pięćdziesiątym rokiem
życia i posiadających chromosom Y, Pan Heretyk z konieczności pełnił rolę
rodzynka w makowcu.
Było mi po prostu głupio, gdy musiałem
słuchać, jaki to ze mnie wspaniały, mądry, sympatyczny, zabawny, elokwentny,
wybitny, wrażliwy, kulturalny młody człowiek. Mama, jak to mama, wmówiła całej
wsi, że jej syn to geniusz w czystej postaci. Taki geniusz, oczywiście, nie
może się marnować, gnijąc na wsi – środowiskiem właściwym dla rozwoju kogoś
takiego jest Wielkie Miasto, gdzie żyją Ludzie na Poziomie. Wszystkie panie były
zafascynowane możliwością spotkania prawdziwego dżentelmana – takiego po dwóch
kierunkach studiów, czytającego książki w językach obcych, „śmigającego na telefonie”,
w dodatku wegetarianina! Przez te osiem lat zdążyły zapomnieć o chudym,
pryszczatym nastolatku, który mówił im „dzień dobry” przed kościołem. Zmusiły
mnie, żebym – jako jedyny mężczyzna w towarzystwie - przeczytał fragment
Ewangelii przed wieczerzą. Nie przeszkadzało im nawet to, że dżentelman z miasta
pracuje dla magazynu o profilu lewicowym – w końcu, to chyba oczywiste, że
młody intelektualista z miasta będzie pracował dla magazynu o profilu
lewicowym. Gdy panie dowiedziały się, że rzadko piję alkohol i że podpisałem
najnowszy projekt antyaborcyjny, raczyły wpaść w tak głęboki zachwyt nad
zaletami mego charakteru, że już nic nie mogło ich z tego stanu wyprowadzić –
ani moje przerwy na papierosa, ani moja przemowa na temat „Czy antykoncepcja
jest takim samym złem, co aborcja, i dlaczego z pewnością nie”, ani nawet moje
nieśmiałe prośby o zwolnienie mojej skromnej osoby z uczestnictwa w Pasterce.
Impreza skończyła się tym, że nie
tylko poszedłem na Pasterkę, ale nawet zacząłem wątpić w godziwość stosowania takich
zdobyczy cywilizacyjnych jak prezerwatywy.
- [A] A więc mówią Państwo, że znają
przepis na szczęście rodzinne?
- [J] Jehowa przekazał nam wszystko,
czego potrzebujemy. Zachęcamy do czytania „Strażnicy” – aktualny numer
poświęcony jest właśnie rodzinie. Można też poprosić o całkowicie darmowe
studium biblijne - ktoś ze Świadków przyjdzie do pana do domu!
- [A] Cudownie! Mnie jednak
interesuje ta sprawa rodziny. Słyszałem, że jeśli ktoś u was, u Świadków,
nieopatrznie przyjmie chrzest, na przykład w wieku jedenastu czy trzynastu lat,
to jeśli kiedyś potem, na przykład w wieku dziewiętnastu lat, odejdzie od
Jehowy, wtedy rodzina i wszyscy znajomi zrywają z tą osobą kontakt. Czy na tym
właśnie polega szczęście?
- [J] Szczęście to służba Jehowie. Oczywiście,
jeśli dziecko jest niepełnoletnie, nikt nie wyrzuci go z domu. Dla każdego
Świadka chrzest jest czymś bardzo ważnym. Nie chrzcimy niemowląt, a jedynie
osoby, które świadomie dokonały wyboru, że chcą służyć Jehowie. Każdy Świadek
wie, co to oznacza. U Świadków nikt nie przyjmuje chrztu „nieopatrznie”.
- [A] Słyszałem o przypadku
dziewczyny, która odeszła od Świadków u progu pełnoletności. Ojciec zawiózł ją
do miasta na drugim końcu kraju, gdzie miała już wynajęte wcześniej mieszkanie,
i na tym swoją karierę rodzicielską zakończył. Dziewczyna utrzymuje jeszcze kontakt
z dziadkami, którzy Świadkami nie są. Nie wydaje się pani, że to trochę słabe –
ze środowiska zamkniętego jak oddział psychiatryczny trafić nagle do obcego miasta,
gdzie nikogo się nie zna? Wybaczy pani, ale na szczęście to mi nie wygląda. Już
prędzej na Armagedon.
- [J] Ci, którzy odchodzą od Jehowy,
powinni znać tego konsekwencje. Wielu byłych Świadków wraca po tym, jak zostali
wykluczeni. Mówią potem, że było to coś, czego wtedy potrzebowali, by
przemyśleć swoje życie. Oni wiedzą, że Świat niczego dobrego nie oferuje, że
się pogubili. Nie jest też tak, że wykluczeni są pozostawieni sami sobie. Mamy
specjalne publikacje dla byłych Świadków – na temat tego, jak ważny jest powrót
do Jehowy. Często też byli Świadkowie, widząc na ulicy wózki z publikacjami,
podchodzą do nas. Pytają o najnowszy numer „Strażnicy” – nawet po odejściu
starają się być na bieżąco. Możemy rozmawiać na temat powrotu do Jehowy, możemy
kontaktować się w sprawach zawodowych – jeśli z osobą wykluczoną łączy nas
miejsce pracy. Jeśli od Jehowy odchodzi współmałżonek lub niepełnoletnie
dziecko, wtedy zmuszeni jesteśmy mieszkać pod jednym dachem – prawo Jehowy
zabrania rozbijania małżeństwa. Wykluczenie jest jednak zasadą biblijną i jak
najbardziej jest stosowane. Nie powinniśmy utrzymywać relacji z tymi, którzy
zdradzili Jehowę i wybrali Świat. To jest też zagrożenie dla nas. Takie osoby
mogą mieć na nas wpływ. Skoro wiem, że ta i ta osoba nie żyje według zasad, to
czemu miałabym chcieć kontaktować się z taką osobą? Czy nie lepiej porozmawiać
z kimś, kto mnie umocni na dobrej drodze? W Biblii jest napisane, żeby z
takimi, którzy odeszli od Jehowy, nawet nie siadać do wspólnego stołu – mogę
podać fragment…
- [A] Wydaje mi się, że wiem, o
który fragment chodzi, dziękuję… A czy nie pomyślała pani, że takiej osobie
wykluczonej będzie po prostu przykro?
- [J] Przykro?... No tak, ale czy i
mnie nie jest przykro, że ta osoba nie żyje według zasad? Kiedyś byłam
katoliczką. W katolickim kościele podczas Mszy siedzą obok siebie zupełnie obcy
ludzie. Skąd mam wiedzieć w takiej sytuacji, kim jest ten, komu podaję rękę?
Czy ta osoba żyje takimi samymi zasadami, co i ja, czy też może jest to ktoś,
kto sobie z tych zasad żartuje? U Świadków jest inaczej – dobrze wiem, że
wszyscy służymy Jehowie, że wszyscy postępujemy według tego, co głosi Biblia.
- [A] Przynajmniej wiadomo, kto.
- [J] Dokładnie tak! Nie tak, jak u
katolików. Jest pan zainteresowany studiowaniem Biblii?...
hymmm.
What Would
Levi Do?
Well, he
would not clap…
Pan Heretyk lubił włóczyć się po
mieście. Najlepiej z kubkiem kawy. Potrafił godzinami łazić i udawać, że jest
bardzo zajęty. Mógł obserwować ludzi. Mógł się czuć bezpiecznie. Nawet, jeśli
ktoś będzie coś od niego chciał, nie straci kontroli nad sytuacją. Przecież
nikt z tych ludzi go nie zna. Może powiedzieć wszystko. Może być każdym. Nie
musi się angażować. Po co miałby się angażować? Nie widać, że trzyma w ręce
kubek z kawą – że jest zajęty?
Na ulicach stoją dziś nie tylko
pikietujący obrońcy życia i zwolennicy wyboru. Ze swoimi stojakami,
zawierającymi publikacje przyjazne Jehowie, stoją także Świadkowie. Chwilami
Pan Heretyk zastanawiał się, po co im to wszystko. Społeczeństwo ma przecież świadomość,
kto stoi za tymi stojakami - mianowicie sprytni i wygadani maniacy biblijni.
Maniacy, którzy potrafią tak obracać Biblią, że w końcu wychodzi im coś
zupełnie różnego od kazań księdza proboszcza czy opowieści zasłyszanych na
katechezie. Większość społeczeństwa omijała te stojaki szerokim łukiem.
Większość społeczeństwa nie lubi dyskutować i nie jest zainteresowana Biblią –
a już na pewno nie na tyle, żeby to czytać.
Chwilami Pan Heretyk szczerze tym
ludziom współczuł, chociaż oni zwykle wyglądali na całkiem zadowolonych brakiem
zainteresowania ze strony reszty Świata. Po co komu Świat, skoro można stać
sobie na ulicy z czymś do picia i prowadzić wielogodzinne rozmowy w obrębie
swojej małej, stojakowej zmiany?
Po Wigilii w Grobowcu i Pasterce
zrobił sobie przerwę od Kościoła. Przez prawie trzy miesiące nie kontaktował
się z nikim z Indeksu. Co do relacji Pana Heretyka z jego Mamą, faktycznie
nastąpiła duża zmiana. Przez te kilka tygodni był u niej praktycznie w każdy
weekend. Poza tym, wrócił do swojego dawnego, samotniczego trybu życia – i musiał
przyznać, że było mu z tym całkiem dobrze.
Okres zwykły ma jednak to do siebie,
że w końcu się kończy.
- [D] Hej! Dawno cię nie było.
- [A] Kto powiedział, że jestem?
- [S] Negowanie własnego istnienia –
to jakaś nowa moda wśród heretyków?
- [A] W tym miejscu, na tej ulicy,
byłem już dzisiaj rano, czyli całkiem niedawno. Ten sklep mijałem wczoraj co
najmniej trzy razy. Koledze chodziło jednak o coś innego – mianowicie o to, że
dawno nie odwiedzałem Indeksu ani tej Bazyliki. Ucieszył się na mój widok, a
więc uznał, że moja obecność w tym miejscu, w tym czasie oznacza odwiedziny w
waszym kościele. Ale przecież spotkaliśmy się przypadkiem. Kolega nie może wiedzieć,
czy planowałem dzisiaj jakieś odwiedziny, czy też może mam zupełnie inne plany.
- [D] Dobra, dobra. Mamy pięć minut do
Eucharystii. Masz już swoje postanowienia na Wielki Post? Fajnie jest mieć
jakieś postanowienia już podczas posypywania głów popiołem. Wiesz, to jest
wtedy takie rozesłanie, takie potwierdzenie. Błogosławieństwo.
- [S] Ale jak nic nie masz, to bez
stresu. Do Triduum jeszcze mnóstwo czasu. Każdy zdąży coś tam ze sobą zrobić.
- [A] To, że mamy dzisiaj środę, a
nie wtorek czy sobotę, jeszcze nie oznacza, że trzeba coś ze sobą robić. Kto
powiedział, że ja chcę coś ze sobą zrobić?
- [D] Dobra, dobra.