Wojna rozpoczęta.
Dudnienie głośnika dało się wyczuć o wiele wcześniej, niż możliwe było rozpoznanie słów lektora. Dzięki temu przechodnie mogli w porę zorientować się, że coś się kroi. Parę metrów dalej ktoś pikietuje. Ktoś będzie nas zaczepiał. Ktoś będzie nas przekonywał. Ktoś będzie prosił o podpis. Chyba, że zmienimy trasę.
Jeśli jesteś za edukacją seksualną w szkole, podpisz.
Jeśli jesteś za zdrowiem kobiet, podpisz.
- Pani wybaczy, ale ja już zbieram podpisy. Pod projektem "Ratujmy Nienarodzonych". Miłego dnia!
Pan Heretyk do dziś zastanawia się, dlaczego okłamał wtedy Panią Feministkę. Nie miał w tym żadnego interesu. Tak, to prawda, chciał zbyć dziewczynę byle czym. Ale nie musiał od razu deklarować swojego stanowiska w sprawie aborcji. Pan Heretyk miał różne sposoby na zbywanie natrętów. Nie musiał akurat podawać się za przedstawiciela odmiennej opcji światopoglądowej. Mógł powiedzieć cokolwiek.
Jako przyszły lekarz sprzeciwiam się podnoszeniu poziomu zdrowia obywateli obojga płci, gdyż wiązałoby się to z utratą pacjentów.
Wie pani, moja była jest edukatorką seksualną. Przez cały czas zdradzała mnie z moim najlepszym kumplem. Odkąd zerwaliśmy ze sobą, nie może znaleźć pracy. Bardzo dobrze! Niech sobie dalej szuka, głupia szmata!
Naprawdę, cokolwiek.
A jednak wybrał taką, nie inną strategię. Powiedział, że nie podpisze się pod projektem pro-choice, bo sam zbiera podpisy pod projektem pro-life. Czemu? Można by to wyjaśnić wrodzoną skłonnością do przekomarzania się. Pan Heretyk wprost uwielbiał zabawę w adwokata diabła. Zasady tej zabawy są banalnie proste. Rozmówca ślepo wierzy w jakąś ideę. Twoim zadaniem jest udawanie, że całym sercem opowiadasz się po stronie przeciwnej. Proste zasady, przednia zabawa. Tak, Pan Heretyk lubił się przekomarzać. Ale tym razem to było coś innego. Mógł udawać przed Panią Feministką, ale nie przed samym sobą. Faktycznie, nie zbierał żadnych podpisów. Obawiał się jednak, że akurat w tej sprawie jego serce mogło nie być aż tak neutralne, żeby to kłamstwo można było uznać za kłamstwo czyste, pozbawione prawdy.
Nie zbierał podpisów pod żadnym projektem antyaborcyjnym.
Ale czy nie kibicował takiemu projektowi?
Czy nie interesował się takim projektem w sposób wskazujący na chęć udzielenia poparcia?
Czy nie wyszukiwał informacji o takim projekcie w internecie?
Czy nie myślał pozytywnie o osobach zbierających podpisy pod takim projektem?
Czy nie miał myśli negatywnych o osobach zbierających podpisy pod projektem przeciwnym?
Czy kłamiąc, można niechcący powiedzieć prawdę?
- [F] Z takiego kłamstwa bardzo łatwo zrobić prawdę. Kartę możesz sobie wydrukować w każdej chwili z internetu.
- [A] Jaką kartę?
- [F] Do zbierania podpisów, a niby jaką?
- [A] Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy.
- [D] Niby co?
- [A] Zacznijmy od tego, że ja sam jeszcze nie podpisałem żadnego projektu. To chyba trochę głupio, tak prosić ludzi o podpisy pod czymś, czego człowiek sam nie podpisał?
- [D] Trzeba było tak od razu! Akurat brakuje mi jednego nazwiska do pełnej karty.
Dawid miał w plecaku dwie teczki. Do jednej chował karty z pełną ilością podpisów. Do drugiej karty puste albo niewypełnione do końca. Jedną z takich niedokończonych kart podstawił Panu Heretykowi pod nos. Wraz z długopisem.
- [S] Daj facetowi spokój. Będzie chciał, podpisze się. Przynajmniej olał feministki.
- [D] Miło, że nie podpisał tamtym, ale to tylko połowa sukcesu. Jak będziemy tak każdemu odpuszczać, to nawet tego minimum stu tysięcy nie wyrobimy.
- [A] Tylko czy zaczepianie heretyków w ogóle wam się opłaca? Nie lepiej przejść się po klasztorach? Regulamin akcji nie przewiduje dodatkowych punktów za podpis od osoby konsekrowanej i znajdującej się w stanie Łaski uświęcającej?
[F] Niestety, żadnych "punktów ekstra". Demokracja, sam rozumiesz. Poza tym, o poparcie osób konsekrowanych zabiegać nie trzeba. Same się podpiszą.
- [D] Właśnie. Sztuka polega na tym, żeby zdobyć głosy heretyków. Tych, którzy normalnie głosowaliby odwrotnie albo w ogóle nie zainteresowaliby się tematem. To jak będzie?
Pan Heretyk uświadomił sobie, że sprawa jest poważna.
Tu chodziło o niego.
O Pana Heretyka.
O jego własne suppositum humanum.
Suppositum humanum to nic innego, jak podmiotowość w sensie metafizycznym.
Oczywiście.
Historia zna jednego papieża, który w młodości chciał zostać aktorem, a gdy młodość się skończyła - filozofem. Ostatecznie został papieżem. Nie zrozumcie mnie źle. Papieżem był całkiem dobrym. Można powiedzieć, wybitnym. Został nawet świętym. Nie każdemu papieżowi udaje się tak zostać świętym. W każdym razie, dzisiaj każde dziecko i każda babcia kojarzy, że był taki papież. O jego aktorstwie mało kto pamięta, a o jego filozofii - prawie nikt. Praktycznie to kilku księży-profesorów na uniwersytetach katolickich i tyle. A nawet między nimi mówi się, że papieskie książki filozoficzne to dobra lektura na pobyt w czyśćcu.
Papież ten mówił, że człowiek jest złożony z esse, czyli że istnieje, a także z operari, czyli że robi różne rzeczy. Operari to jest wszystko to, co człowiek sam zdziała (z własnej woli), a także to, co w człowieku samo "się dzieje" (bez jego woli). To, co człowiek zdziała świadomie i dobrowolnie, nazywamy czynem. Papież mówił, że czyny są bardzo ważne. To, że człowiek jest osobą, to ma już w swoim suppositum w chwili poczęcia. Z drugiej strony, to od czynów zależy, jaką osobą się staje. Po czynach można poznać, czy człowiek posiada samego siebie, czy nad samym sobą panuje i czy zbliża się do swojej pełni.
- [A] Przypomnij mi jeszcze raz, o co chodzi w tym waszym rabanie.
- [D] Zbieramy podpisy przeciwko zabijaniu dzieci chorych.
- [A] A co z resztą? Można zabijać?
- [D] Jasne, że nie. Ale zauważ. Jeśli chodzi o takie zwyczajne, normalne dziecko, to każdy się zgadza, że zabijać nie wolno.
- [S] Chyba, że jest feminazistką. Feminazistki chcą wprowadzić prawo, zezwalające na zabijanie dzieciaków do dwunastego tygodnia od poczęcia. Wszystkich dzieciaków, zwyczajnych i niezwyczajnych.
- [D] Chcieć sobie mogą. Na razie w naszym kraju wolno zabijać tylko dwa rodzaje dzieci - dzieci chore i dzieci gwałcicieli. Jeśli chodzi o dzieci gwałcicieli, to dość rzadko zdarza się, żeby ktoś zgłaszał takie dziecko do "zlikwidowania". To tylko kilka przypadków w ciągu roku - a czasem nie ma nawet jednego. Może dlatego, że dzieci z gwałtu jest niewiele, a może dlatego, że ofiary gwałtów nie są chętne do pozbywania się tych maluchów, nie w ten sposób. W każdym razie, ofiary legalnej aborcji to głównie dzieciaki z podejrzeniem wady genetycznej. Rok temu zginęło w ten sposób tysiąc maluchów.
- [S] No i potem nikt nie sprawdza, ile z nich rzeczywiście miało jakąś wadę.
- [D] Wiesz, nie mówię, że dzieci gwałcicieli można zabijać, bo jest ich mniej czy coś. Nie wszystko da się załatwić od razu. Jeśli dojdzie do zakazu zabijania niepełnosprawnych, to będzie początek końca zabijania w ogóle.
- [A] Czyli kolejny projekt będzie dotyczył dzieci gwałcicieli?
- [S] O ile ten pierwszy przejdzie.
- [A] A jeśli dziecko zagraża matce?
- [F] Chciałeś chyba powiedzieć - gdy ciąża ma przebieg patologiczny, tak że matka znajduje się w stanie bliskim śmierci. Dzieci na tym etapie nikomu nie grożą i nikomu nie zagrażają. Już prędzej to świat zagraża im swoim zanieczyszczeniem, promieniowaniem, wirusami, bakteriami i tak dalej.
- [A] Ale niektóre niewiniątka tak się układają w brzuchu mamusi, że trzeba je usunąć, zanim mamusia umrze.
- [F] Takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. W sumie, jeśli tylko dziecko nie rozwija się w jajniku, można próbować ratować oboje. Dzisiaj matkami zostają kobiety z naprawdę ciężkimi schorzeniami, nawet z chorobą nowotworową.
- [A] A co z dziećmi "jajnikowymi"? Można zabijać?
- [F] Jeśli dziecko trafi do jajnika, oznacza to dla niego pewną śmierć. Tam jest zbyt ciasno, mówiąc obrazowo. Od początku wiadomo, że jajnik pęknie, a dziecko tego pęknięcia nie przeżyje. Po czymś takim będzie można już tylko myśleć o ratowaniu matki - a trzeba liczyć się z ryzykiem, że jej także nie będzie można już pomóc, jeśli będziemy czekać z operacją aż do śmierci dziecka i do krwotoku wewnętrznego. Dzisiaj lekarz może tylko zastanawiać się, który moment będzie najlepszy na usunięcie jajnika, a razem z nim dziecka.
- [A] Przecież to je zabije.
- [F] Tak, dziecko umrze. Ale to nie będzie zabójstwo. Zabójstwo polega na tym, że świadome działanie jednego odbiera życie drugiemu. Gdyby nie działanie tego pierwszego, ten drugi żyłby dłużej i umarłby kiedy indziej, jakimś innym rodzajem śmierci. Tutaj jest tak, że cokolwiek zrobimy, jajnik ulegnie zniszczeniu. Stanie się to albo w ciele matki, albo poza jej organizmem. Dla dziecka nie ma to żadnego znaczenia. Z jego punktu widzenia istotne jest to, że cokolwiek zrobią osoby dorosłe, ten jajnik w końcu go zabije - albo w ciele matki, albo poza ciałem matki. Nie ma opcji, że dziecko umrze kiedy indziej albo inaczej. Nasze działanie nie może mu ani zaszkodzić, ani pomóc.
- [S] Generalnie, lekarz ma być nastawiony na ratowanie obojga. Jeśli jednak wiadomo, że jajnik jest stracony, a dziecka w żaden sposób nie można uratować przed konsekwencjami utraty jajnika, z dwóch pacjentów do uratowania pozostaje jeden. Miejmy nadzieję, że kiedyś nauczymy się przenosić bezpiecznie zarodki, które już zdążyły się zagnieździć w takim mało bezpiecznym miejscu. Gdy się tego nauczymy, obowiązkiem lekarza stojącego przed takim przypadkiem będzie przeprowadzenie zabiegu dającego szansę na uratowanie obojga, nawet gdyby zabieg ten był trudniejszy niż usunięcie jajnika. Na ten moment nie umiemy robić takich rzeczy.
- [D] Okej, dobra. Pogadać zawsze można, ale wróćmy do interesów. W naszym projekcie nie ma ani słowa o takich przypadkach. Nam chodzi o dzieci chore. Dzieci chore nikomu nie zagrażają. Im na pewno możemy pomóc, jeśli podejmiemy się opieki nad nimi, albo zaszkodzić, jeśli zrobimy coś zagrażającego ich zdrowiu i życiu. O takie dzieci nam chodzi. Podpisujesz?
Dawid może był idealistą, ale uporu mu nie brakowało.
- [A] Zagrażającego ich zdrowiu? Przecież one nie mają czegoś takiego jak zdrowie.
- [D] Często zdarza się, że lekarz podejmuje się aborcji na dziecku w wieku na granicy wcześniactwa, w sensie około dwudziestego czwartego tygodnia. Dziecko musi być już w miarę rozwinięte, żeby można było przeprowadzić badania pod kątem wad genetycznych. Najpierw USG, potem amniopunkcja, potem czeka się na wyniki, a na końcu te wyniki trzeba skonsultować z lekarzem. W tym czasie dziecko rośnie i rośnie. W praktyce, aborcja eugeniczna dotyczy głównie dzieci w wieku kilkunastu lub dwudziestu paru tygodni od poczęcia. Dzieciaki między dwudziestym drugim a dwudziestym piątym tygodniem, nie mówiąc o starszych, potrafią przeżyć własną aborcję - nawet te z zespołami genetycznymi. Oczywiście, przeżycie własnej aborcji oznacza, że do już istniejącej wady (o ile jakaś była) dochodzi wcześniactwo, czyli dziecko przychodzi na świat w gorszym stanie, niż gdyby dorośli pozwolili mu urodzić się później. Takie dziecko po własnej aborcji zwykle też szybko umiera - lekarze albo takich dzieci nie ratują, albo nie umieją ich już uratować. Gdyby urodziło się o czasie i miało odpowiednią opiekę, może i byłoby chore, ale byłoby zdrowsze i żyłoby dłużej.
- [A] Chcesz powiedzieć, że zawsze może być gorzej.
- [D] A lekarz ma po pierwsze nie szkodzić.
Pan Heretyk zastanawiał się, skąd jego nowi znajomi brali te wszystkie argumenty. Domyślał się, że ktoś musiał ich wyszkolić. To nie było nic w stylu "ksiądz zabronił" albo "trzeba było myśleć, zanim się komuś wlazło do łóżka". Miało to ręce, nogi, a nawet głowę. Nie było też w tym wszystkim ani słowa o Panu Jezusie. Są ludzie, którzy źle reagują na samo wspomnienie Pana Jezusa i od razu przestają słuchać. Panu Heretykowi przeszła przez głowę myśl, że jeśli to faktycznie tak wygląda, to lekarze sami powinni wiedzieć, co trzeba robić. Samo opanowanie materiału z embriologii i neonatologii, bez żadnych ustaw państwowych czy dokumentów kościelnych, powinno skutkować odrzuceniem aborcji. Przynajmniej przez środowisko medyczne.
Na świecie nie zawsze jest tak, jak być powinno.